A jednak lubimy życie, choć często na nie narzekamy. Od ćwierć wieku jednym z głównych, niekwestionowanych osiągnięć w rozwoju społeczno-gospodarczym Polski jest wydłużający się czas życia Polaków. W roku 1995 przed 60-letnią kobietą było jeszcze przeciętnie 20,5 roku, a przed mężczyzną 15,8 roku życia. Od tej pory mieliśmy jednak do czynienia z coroczną poprawą. Rosnący poziom życia, stopniowy spadek stresu wiążącego się dla wielu ludzi z transformacją, zdrowszy tryb życia, a wreszcie postęp w zakresie medycyny – wszystko to spowodowało, że w roku 2017 przed 60-latką było już przeciętnie 24,4 roku, a przed 60-latkiem 19,6 roku życia. Oczywiście nadal mniej niż w krajach, które na świecie przodują, ale jednak...

I oto nagle dowiedzieliśmy się, że w 2018 – roku niebywałych sukcesów sławionych przez nasz rząd – oczekiwana przeciętna długość życia po raz pierwszy od ćwierćwiecza się obniżyła. Niedużo, bo zaledwie o miesiąc. W dodatku w pewnej mierze wyjaśnić się to da cięższą niż zwykle epidemią grypy. Ale jednak trend uległ załamaniu.

Nawet jeśli rzeczywiście mamy do czynienia z czynnikami przypadkowymi i jednorazowymi, cała rzecz daje do myślenia. Korzyści, które dają zmniejszenie palenia, lepsza dieta i zdrowszy tryb życia, już pewnie wykorzystaliśmy. Czy dalszy postęp jest możliwy? Oczywiście, że tak. Wymaga jednak poprawy w dwóch dziedzinach, które nie zależą już od samego człowieka, ale od funkcjonowania całej gospodarki i działań państwa: lepszego stanu środowiska naturalnego i skuteczniej działającej ochrony zdrowia.

Obie te dziedziny wymagają ogromnych inwestycji, a jednocześnie wzrostu efektywności działań, tak by pieniądze nie były marnowane. Na ochronę zdrowia wydajemy rocznie 6,7 proc. PKB, czyli jeden z najniższych odsetków wśród krajów OECD. Ale jednocześnie wszyscy od lat godzą się na panujące w publicznej służbie zdrowia nieład, marnotrawstwo, brak wymuszających efektywność reform. Oczywistą odpowiedzią na problemy jest więcej pieniędzy na służbę zdrowia, ale w połączeniu z niezbędnymi reformami. Tyle że od czasu źle przyjętej przez społeczeństwo reformy rządu Jerzego Buzka politycy wiedzą, że od problemów służby zdrowia trzeba trzymać się tak daleko, jak się tylko da.

Jeśli rzeczywiście chciałoby się poprawić jakość życia Polaków, godząc się na wyraźny wzrost wydatków publicznych, uczciwy polityk powinien przede wszystkim przeznaczyć te pieniądze na ochronę zdrowia, proponując jednocześnie głębokie reformy jej funkcjonowania. Ale najwyraźniej w ten sposób nie wygrywa się w Polsce wyborów.