Wszyscy boimy się wirusa. Najgorszy jest lekarz albo pielęgniarka, którzy właśnie wyszli ze szpitala; na pewno niosą zarazę! Klaszczemy im z bezpiecznej odległości balkonu, albo szyjemy maseczki, które przed niczym nie uchronią, ale zbliżyć się do takiego roznosiciela? Lepiej oblać drzwi farbą, albo facebookowe konto hejtem. Podejrzliwie mijamy przechodniów na ulicy, boczymy się na ekspedientki w sklepie. Ale zupełnie nas nie obchodzi inny wirus jeszcze bardziej rozpowszechniony i zaraźliwy.

Głupota jest wszechobecna, ale nikt w jej przypadku nie przestrzega przepisowej odległości ani obowiązku dezynfekcji. Żaden zatroskany minister nie prezentuje codziennie w telewizji postępów zarazy, nie nakłada kwarantanny, nie wprowadza pakietu ochronnego. Bo po co? Głupi wyborca, to dobry wyborca; uwierzy w obietnice, odda głos byle jak i byle komu, uzyskując przy tym błogie poczucie spełnionego obowiązku. Głupota nie boli, nikt od niej nie umarł. Ale to ostatnie jest bujdą, w którą wierzą tylko głupcy. Głupie ryzykanctwo i głupia uległość. Głupie wojny i głupia polityka. Wirus głupoty kosi obfite żniwo, tylko my nie chcemy o tym wiedzieć. A zaraźliwość ma niebywałą, o czym świadczy powszechność objawów.

Głupcy nie muszą zakładać partii, zabiegać o postulaty. Oni są zawsze górą, nie tylko przez liczebność, ale dlatego, że wszystko co podejmują jest łatwe, proste i beztroskie, a że zawsze fatalne w skutkach, tego już nie pojmują, bo są głupi. Nie istnieją testy na tę zarazę, nawet importowane z Chin: głupi, aby przyznał się do swego stanu, musi mieć szczyptę mądrości, a to już kwadratura koła. Dlatego wszyscy zarażeni są przekonani, że leczyć trzeba jedynie tę mniejszość, która się jeszcze uchowała po kątach.

Ponieważ nie ma testów ani szczepionki, pozostaje tylko metoda izolacji: zamykamy ludzi w mieszkaniach i przenosimy ich aktywność w świat wirtualny. Ale wirus głupoty tylko na to czeka: jego domena to internet, telewizja, YouTube, twitter i inne tik-toki. Dlatego niedobitkom starego świata pozostaje tylko lektura ponad 500-letniego dziełka Erazma z Rotterdamu pod tytułem jak powyżej.