Właśnie tyle minęło od rozpoczęcia w USA „szlachetnego eksperymentu”, wprowadzenia prohibicji. Pojawiło się z okazji tej okrągłej rocznicy kilka badań nad globalnymi trendami spożycia alkoholu. Wynika z nich, że ideały ruchu na rzecz trzeźwości doczekały się wreszcie późnych wnuków.

Pokolenie milenialsów, dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków, pije dużo mniej niż ich rodzice i dziadkowie, a nastolatki zaglądają do kieliszków coraz później i mniej chętnie. To, czego nie udało się osiągnąć sojuszowi przedsiębiorców i kościołów protestanckich, załatwił internet. Losy wojny o trzeźwy umysł, zdyscyplinowanych pracowników, społeczny porządek i ład rozstrzygnęły się przed ekranem komputerów. Pije się przecież z reguły w grupie, a tę coraz trudniej jest skrzyknąć. Alkohol przestaje być elementem życia społecznego, bo przeniosło się ono do sieci.

Tą samą bronią co z alkoholizmem udaje się wygrać wojnę z rozwiązłością. Od pewnego czasu wiek inicjacji seksualnej wzrasta, a milenialsi równie mało chętnie co do barów zaglądają do sypialni. Od całego skomplikowanego, związanego z życiem seksualnym rytuału randkowania, ryzyka niechcianych ciąż i miłosnych zawodów wyzwoliła ich internetowa pornografia. Nadciąga złoty wiek purytanizmu. Większość obciążających mieszczańskie sumienia potrzeb będzie można zaspokoić w zaciszu mieszkań. Publiczna moralność i społeczny porządek nie będą wystawiane na szwank przez alkoholowe i seksualne ekscesy. Problemy, którymi kilka tygodni temu przy okazji patointeligenckiego wzmożenia żyła cała Polska, odejdą do lamusa. Ziomowie Maty i jego kolegów będą się coraz rzadziej zachlewać i robić dzieci koleżankom z klasy.

Czarne kruki oburzenia i troski, podobnie jak sowa Minerwy, wylatują po zmierzchu. Wtedy, gdy milenialsi leżą już w łóżkach. Wyleczeni z alkoholizmu, wolni od seksualnych potrzeb. Kołysani do snu przez samotność.