Prokuratorskie zarzuty usłyszało wczoraj 27 adwokatów i radców prawnych. Ale to dopiero początek większej afery. Prokuratura Krajowa od wielu miesięcy badała sprawę lekarki Beaty J., która była biegłym sądowym przy Sądzie Okręgowym w Łodzi. Użyto różnych metod operacyjnych, w tym podsłuchów. Lekarce zarzucono wystawienie 119 fałszywych zaświadczeń usprawiedliwiających nieobecność w sądzie prawników i ich klientów. Kiedy latem została aresztowana, przyznała się i wskazała osoby, którym wydała fałszywe zwolnienia. Według informacji „Rzeczpospolitej" wkrótce podobne zarzuty ma usłyszeć kolejnych 50 prawników.
Łódzkie organy samorządów lekarskiego i adwokackiego już rozpoczęły postępowania dyscyplinarne w tej sprawie. Dziekan łódzkiej rady adwokackiej Jarosław Zdzisław Szymański oświadczył, że informacje te przyjął „z ubolewaniem i troską". Wskazuje jednak, że w co najmniej kilku przypadkach zwolnienia były wystawiane rzetelnie, bo miały podstawę w dokumentacji medycznej.
– Niektóre zwolnienia adwokatów dotyczyły opieki nad ich chorymi dziećmi, te zaś nie są badane przez lekarza sądowego – mówi Szymański.
Choć plaga fałszywych zwolnień lekarskich jest znana od lat, to prokuratura pierwszy raz na taką skalę napiętnowała zarówno lekarzy, jak i prawników, czyli zawody zaufania publicznego. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz zapewnia, że samorząd lekarski zajmuje się takimi sprawami. – Każda skarga na lekarza, co do którego istnieje podejrzenie, że popełnił przewinienie zawodowe, jest wnikliwie rozpatrywana – zapewnia. I dodaje, że do Rady corocznie wpływa ok. 3 tys. skarg niezadowolonych pacjentów.
Także samorząd adwokacki wskazuje, że jego pion dyscyplinarny działa sprawnie. Rzecznik dyscyplinarny adwokatury mec. Ewa Krasowska podaje, że w ciągu ostatnich trzech lat rzecznicy przyjęli 5 tys. skarg na nieetyczne zachowanie adwokatów.