– Wydali nas za mąż bez nas – opisał stosunek Kremla do zobowiązań podjętych przez Waszyngton i Berlin rzecznik rosyjskiego prezydenta Dmitrij Pieskow.
„Strona ukraińska nie dołączała (na żadnym etapie) do rozmów i uzgadnianiu pakietu porozumień USA i Niemiec" – napisał z kolei rzecznik ukraińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Kijów ani na chwilę nie przestaje powtarzać, że Nord Stream 2 jest dla niego przede wszystkim problemem bezpieczeństwa, a nie gospodarki. – Ten rurociąg to w ogóle nie jest sprawa ekonomiczna i nie chodzi w nim o zapewnienie luksusowego życia poszczególnym lobbystom. To jest wyłącznie projekt polityczny czy nawet ogromny propagandowo-lobbystyczny, który przywódcy Rosji chcą wykorzystać jako broń przeciw Ukrainie i innym państwom regionu – mówił wprost Mychajło Podolak, doradca prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Wszelkie zaś zobowiązania wynikające dla kogokolwiek z amerykańsko-niemieckiego porozumienia (a w szczególności dla Niemiec) podważył wprost szef ukraińskiego koncernu „Naftohaz" Juryj Witrenko. – Szczerze mówiąc, trudno uwierzyć, że jeśli na przykład wybuchnie wojna na Ukrainie i wszyscy będą rozumieli, że to działalność Kremla, to wtedy Niemcy nałożą sankcje na eksport (rosyjskiego) gazu. Dlatego że to będzie oznaczało, że niemiecki odbiorca zostanie zimą bez ciepła i gazu. Musimy być realistami – powiedział.
Dlatego Kijów zażądał natychmiastowych konsultacji z Komisją Europejską i Niemcami, powołując się na swoją umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Znajduje się tam bowiem punkt o przeciwdziałaniu zagrożeniom bezpieczeństwa energetycznego. Nie wiadomo, jak Komisja odpowiedziała na to żądanie.