6 tys. – tyle marzeń sennych ludzi żyjących w cieniu koronawirusa zebrała w swojej ankiecie Deirdre Leigh Barrett, znana z badań nad snami amerykańska psycholog z Harvard Medical School. Na łamach „The Harvard Gazette" opisuje senne metafory, w których widać lęk przed zachorowaniem na Covid-19. Analizowane przez nią historie pełne są ataków duszności, dokuczliwych robali, kataklizmów, pożarów, pobytów w więzieniu.
Na pojawiające się złe sny i koszmary skarżą się nie tylko Amerykanie. To skutek zbyt dużej ilości tzw. płytkiego snu i częstych wybudzeń – skutek uboczny epidemii koronawirusa.
Architektura snu
Ludzki umysł nie ma czasu na wypoczynek. Nawet kiedy śpimy, intensywnie pracuje: przetwarza i zapamiętuje informacje zebrane w ciągu dnia, oczyszcza emocje. To porządkowanie nie odbywa się przez całą noc, jedynie w płytszej fazie snu, tej z marzeniami sennymi, określanej jako sen REM (rapid eye movement – sen z szybkimi ruchami gałek ocznych). Jak wyjaśnia prof. Adam Wichniak z poradni zaburzeń snu w warszawskim Ośrodku Medycyny Snu Instytutu Psychiatrii i Neurologii, to, jak intensywne mamy marzenia senne, zależy m.in. od poziomu naszego zmęczenia i jakości snu. – Natura tak mądrze skonstruowała człowieka, że organizm w pierwszej kolejności dba o biologię, dba o to, by wypocząć. Na tym polega sen NREM, gdy mózg wyłącza większość funkcji organizmu lub zmniejsza ich nasilenie; oddech staje się wolniejszy, spada ciśnienie tętnicze krwi, ustają ruchy gałek ocznych, maleje napięcie mięśni, spada temperatura ciała; do krwi uwalniany jest hormon wzrostu, dzięki czemu organizm lepiej się regeneruje. Dopiero w drugiej kolejności pojawia się płytki sen z marzeniami sennymi. Kiedy więc mówimy, że „spaliśmy jak kamień", jak to ma miejsce zwykle w dni robocze, oznacza to, że śpimy zbyt krótko i na marzenia senne nie ma czasu – wyjaśnia.
Ale w pewnych sytuacjach zmiana architektury snu manifestuje się w przeciwny sposób – Większa ilość snu płytkiego może się pojawić z powodu zbyt małej aktywności fizycznej i wydłużania czasu spędzonego w łóżku, co towarzyszy nam podczas pandemii Covid-19. Efektem takiej zmiany nawyków są pogorszenie jakości snu i częstsze wybudzenia w nocy, także w czasie snu REM, co powoduje, że marzenia senne są częściej zapamiętywane. Stąd przekonanie, że więcej nam się śni – tłumaczy specjalista.
Reakcja na emocje
Jak tłumaczy prof. Wichniak, kiedy zła jakość snu nakłada się na negatywne emocje, związane z lękiem o zdrowie własne i bliskich, zamknięciem, ograniczeniem w kontaktach międzyludzkich, marzenia senne mogą stać się męczące, a nawet nieprzyjemne. – W ten sposób organizm stara się bowiem odzyskać równowagę emocjonalną – wyjaśnia. Jak dodaje, te pierwsze stanowią ponad 80 proc. „złych" snów. Reszta to koszmary senne, czyli przerażające, powiązane z dużym cierpieniem i powodujące lęk marzenia. Żeby zminimalizować ich liczbę, najczęściej nie potrzeba skomplikowanych terapii. – Wystarczy przestrzegać podstawowych zasad higieny snu, czyli unikać wieczorem rozbudzającego nas niebieskiego światła, które emitują ekrany telefonów i komputerów, ciężkostrawnych posiłków czy alkoholu – wylicza naukowiec. – Pomoże też zapewnienie sobie stałego rytmu snu i skrócenie czasu spędzanego w łóżku oraz regularna aktywność fizyczna w ciągu dnia – podsumowuje specjalista.