Ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych w przyszłym roku mogą wzrosnąć o 30 proc. – takie wnioski o zmianę taryf złożyły największe spółki energetyczne i zapewne zostaną one zatwierdzone. Minister energii Krzyszof Tchórzewski zapowiedział jednak, że Polacy tych podwyżek nie odczują. Rząd pracuje bowiem nad systemem dopłat rekompensujących wzrost cen. Mają być nim objęte wszystkie gospodarstwa domowe, niezależnie od poziomu dochodów. Koszty programu powinien pokryć specjalny fundusz, gdzie najpewniej wpływać będą dochody ze sprzedaży zezwoleń na emisję CO2.
Czytaj także: Czas na energię plus. PiS dołoży do rachunku za prąd?
15 mln odbiorców
Jakie to koszty? Ministerstwo Energii nie odpowiedziało w czwartek na nasze pytanie w tej sprawie. Ale według szacunków „Rzeczpospolitej" może to być ok. 2,2 mld zł rocznie. Zgodnie z danymi Urzędu Regulacji Energetyki mamy w Polsce ok. 14,9 mln odbiorców energii w gospodarstwach domowych. Przy średnim zużyciu na poziomie 2 MWh rocznie roczny rachunek za „prąd" to 1010 zł, z czego ok. połowy to cena energii (reszta to opłaty za dystrybucję). Jej podwyżka o 30 proc. daje więc ok. 150 zł rocznie dodatkowych wydatków na przeciętne gospodarstwo domowe.
Szacowana przez nas kwota 2,2 mld zł jest tylko przybliżeniem prawdziwych kosztów, może też być większa, jeśli zużycie energii wzrośnie lub dopłatami zostanie objęta szersza grupa odbiorców (np. małe i średnie przedsiębiorstwa, a taki pomysł w resorcie też jest analizowany). – Wciąż nie znamy szczegółów tego rozwiązania i trudno szacować dokładne koszty, choć moim zdaniem będzie to kilka miliardów złotych rocznie – komentuje Leszek Juchniewicz, doradca Pracodawców RP ds. energetyki, b. prezes URE.