Nigdy nie chcieliśmy iść na masowe kształcenie. Być może pozwala nam na to skala, bo jesteśmy relatywnie małym wydziałem. Nie rozwijaliśmy też studiów zaocznych, którymi wiele uczelni podratowuje swoje finanse. Przeciwnie, zaczęliśmy rozwijać studia w języku obcym. Prowadzimy teraz cztery płatne programy anglojęzyczne, w tym jeden licencjacki – finanse i inwestycje międzynarodowe – gdzie rekrutujemy 180 osób rocznie, a mniej więcej co drugi student to cudzoziemiec. Mamy też trzy programy magisterskie: data science, international economics, quantitative finance – czysto eksperckie, dla 50 osób na każdej ścieżce, gdzie wskaźnik internacjonalizacji sięga 80 proc. I mamy tam bardzo ciekawych i dobrych studentów.
Lepszych niż krajowi?
Polscy studenci są niestety zmanierowani – być może ze względu na przepisy, w tym brak konieczności składania oryginałów dokumentów czy brak ograniczeń co do liczby kierunków, na które mogą aplikować. W rezultacie często aplikują na kilka kierunków jednocześnie, wychodząc z założenia, że wypróbują dwa przez pół roku, a potem wybiorą. Efektem jest ogromna, nasilająca się fluktuacja wśród studentów I roku, tak studiów licencjackich, jak i magisterskich. Odpływ niezdecydowanych sprawia, że grupy są niepełne, część zajęć nie może być uruchomiona, a koszty funkcjonowania wyższe. Fluktuacja studentów jest olbrzymią bolączką uczelni i bardzo szkodliwym zjawiskiem dla całego rynku. Obserwujemy, że na studia magisterskie duża część studentów aplikuje po to, by dostać legitymację. Dlatego postawiliśmy na cudzoziemców. Mamy 400 regularnych studentów z zagranicy, głównie na programach anglojęzycznych, i dodatkowo ok. 130 z Erasmusa.
Cudzoziemcy nie rezygnują ze studiów?
Są dużo bardziej stabilni. Bardziej rozważnie wybierają studia i rzadziej się z nich wycofują – także ze względów finansowych, bo raczej nie rozpoczną równolegle dwóch kierunków płatnych. Przykładają się też do nauki, bo znają wartość pieniądza – nierzadko na ich studia składają się całe rodziny.
Na studia idzie teraz pokolenie Z, które podobno jest jeszcze trudniejsze niż osławione Y. Czy trzeba do niego dostosowywać program nauczania?