Na Kuryle dotarła grupa japońskich biznesmenów zainteresowanych inwestowaniem na wyspach Iturup, Kunaszir i Szikotan. Chcą poznać realia zanim wyłożą pieniądze na wspólne z Rosjanami projekty w sektorze rybołówstwa, turystyki, medycyny i ekologii.

Japonia od lata stara się o odzyskanie części wysp, utraconych na rzecz Rosji w wyniku przegranej w II wojnie światowej. Japończycy domagają się zwrotu największych wysp południowej części grupy - Iturupu, Kunasziru, Szikotanu oraz grupy Chabomai. Nazywają je swoimi Terytoriami Północnymi. Za czasów ZSRR stacjonowała tam Armia Czerwona i działały zakłady rybne. Po rozpadzie ZSRR Kuryle opuściło wojsko, zakłady upadły a większość ludzi wyjechała. Po radzieckich zakładach i bazach pozostały same ruiny. Stan istniejących ludzkich osad jest w większości opłakany.

Jednak dzięki wyludnieniu, wyspy są dziś wyjątkowym miejsce rozwoju dzikiej przyrody, z czynnymi wulkanami, bogatymi w stworzenia morskie wodami. Burzliwe wody, jesienne cyklony i gęste mgły utrudniają odwiedzenie wysp, ale kto raz tam zabłądził, wracał oczarowany.

Rosji zależy na ochronie wód wokół Kuryli przed ekspansją japońskich kutrów. A jest ich w ostatnich latach coraz więcej. Stąd dopuszczenie Japończyków do wspólnego biznesu, by móc choć częściowo go kontrolować. W maju podpisano porozumienie, zgodnie z którym specjaliści z Rosji i Japonii będą razem hodować jeżowce i ryby na Wyspach Kurylskich.

Jeżowce i ryby to w Japonii prawdziwy przysmak, ale sadystyczny sposób ich podawania wzbudza w Europejczykach odrazę (choć nie mają jej jedząc np. żywe ostrygi. W restauracjach Japonii serwuje się Ikizukuri - żywe ryby, które goście ze smakiem obgryzają po kawałku, obserwując mękę zwierząt.. Jeżowce też podaje się żywe. Przekrawa na pół i wyjada łyżką.