Jeszcze do niedawno Hongkong był rajem turystycznym, który w 2018 r. odwiedziło w sumie 30 mln osób z całego świata. Trwające jednak od czerwca tego roku burzliwe protesty mieszkańców przeciw kontrowersyjnej ustawie ekstradycyjnej zupełnie zaburzyły wizerunek miasta jako bezpiecznego, nowoczesnego celu podróży.

Jak podał w niedzielę minister finansów Hongkongu Paul Chan, liczba turystów odwiedzających Hongkong spadła w sierpniu 2019 r. aż o 40 proc. w porównaniu do tego samego miesiąca rok wcześniej. To ogromny spadek w porównaniu do lipca, kiedy liczba turystów obniżyła się o 5 proc. W niektórych regionach obłożenie hoteli w sierpniu zmalało o ponad połowę, a ceny domów skurczyły się nawet o 70 proc. Jak dodał Chan, cytowany przez BBC, podobnie wygląda sytuacja w handlu detalicznym i branży gastronomicznej.

Nie ma się co dziwić - sierpień był zdecydowanie najbardziej drastycznym miesiącem od rozpoczęcia protestów, które przybierają coraz groźniejszą formę. Demonstranci zaczęli w minionym miesiącu blokować cały ruch drogowy w mieście, przyczynili się do zamknięcia sklepów, urzędów i szkół, a także unieruchomili na kilka dni lotnisko, powodując potężne zakłócenia w ruchu lotniczym. Policja wielokrotnie używała przeciw protestującym siły i gazu łzawiącego.

Jak skonkludował Paul Chan, najgorsze jest to, że nie widać oznak poprawy w bliższym horyzoncie czasu, mimo iż szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam ogłosiła niedawno formalne wycofanie się władz Hongkongu z ustawy o ekstradycji. Protesty jednak toczą się już nie tylko o kontrowersyjną ustawę, która była punktem zapalnym dla mieszkańców miasta - demonstranci walczą teraz o wiele więcej, chcąc zyskać większą autonomię i uniezależnić się od Chin.