Jeżeli dojdzie do brexitu bez umowy, która ustanowiłaby choćby podstawowe stosunki handlowe między Wielką Brytanią a Unią Europejską, to brytyjska dieta wróci do tej z czasów ery przemysłowej. Wielka Brytania od wieków importuje żywność i od wieków jest od importu zależna. Trwa to tak długo, że można było zapomnieć, jak wyglądałyby brytyjskie posiłki bez wolnego handlu.
Trudno przewidzieć co jeszcze może się wydarzyć. Chociaż jest mało prawdopodobne, by import żywności ustał całkowicie, to sklepy i rolnicy szykują się na najgorsze - na wypadek opuszczenia UE bez porozumienia. Gdyby faktycznie tak się stało, to można zapomnieć o owocach i warzywach „pięć razy dziennie” jak to jest zalecane. Będzie za to mnóstwo mięsa i ziemniaków. Aż do najbliższych zbiorów na Wyspach zabraknie dodatków do niedzielnych obiadów.
- Będziemy mieli żywność, ale logistyka będzie musiała sobie radzić z poważnymi zmianami w łańcuchach dostaw – mówił Bloombergowi Sue Pritchard, dyrektorka Komisji ds. Żywności i Wsi w Royal Society of Arts.
Wielka Brytania produkuje około 60 proc. potrzebnej żywności, więc „twardy brexit” oznacza niedostępność wielu popularnych produktów. W świecie bez importu półki w brytyjskich sklepach wyglądałyby zupełnie inaczej.
Galon mleka na osobę
Na pewno nie zabrakłoby mleka, bo Brytyjczycy wręcz pływają w mleku. Każdego tygodnia brytyjskie krowy dostarczają przeszło 5 litrów mleka na osobę, zapewniając ilość w zupełności wystarczającą do przygotowania śniadań w postaci płatków na mleku czy mlecznych deserów. Również jajek nie powinno zabraknąć. Ale… z półek mogą zniknąć tak lubiane przez Brytyjczyków produkty, jak irlandzkie masło czy cheddar. Rolnicy z Irlandii Północnej nie byliby w stanie wysłać przez granicę mleka do przetwórni. Miłośnicy sera musieliby się też pożegnać z francuskim brie i włoskim parmezanem.