34-letni Aleksander Tarajkouski został pochowany w sobotę w stolicy. Rodzina nie chciała gromadzić tłumów na pogrzebie, więc udało się tam jedynie kilkaset osób. Natomiast przy stacji metra Puszkinska zgromadziły się tysiące Białorusinów, którzy utworzyli tam narodowy memoriał z kwiatów.

Mężczyzna, jak wynika z relacji niezależnych mediów, został zamordowany w nocy 10 sierpnia podczas powyborczych protestów. MSW Białorusi twierdzi, że doszło do eksplozji ładunku wybuchowego, który jakoby miał wybuchnąć w jego rękach. Bliscy w to nie wierzą, rozpoznali Aleksandra na jednym z filmów, na którym słychać jak padają strzały, po których mężczyzna pada na ziemię.

AFP

W sobotę tysiące ludzi wyszło również na ulice Grodna, Witebska, Mohylewa i wielu innych białoruskich miast. Od niedzielnych wyborów prezydenckich na Białorusi trwają protesty, demonstranci domagają się wolnych wyborów i odejścia rządzącego od 1994 roku Aleksandra Łukaszenki. W niedzielę o 14.00 (o 13.00 czasu polskiego) w Mińsku i pozostałych białoruskich miastach mają się rozpocząć ogólnokrajowe marsze "Za wolność". Przeciwnicy reżimu będą się domagać dymisji Łukaszenki.