Archiwum Kiszczaka: Upadki i wzloty Lecha Wałęsy

Nowe dokumenty przekonają niewielu. Bo w istocie spór o byłego prezydenta jest sporem o genezę III RP.

Aktualizacja: 19.02.2016 06:03 Publikacja: 18.02.2016 22:05

Zwolenników tezy, że Lech Wałęsa był prowadzony przez SB w latach 80., szafa Kiszczaka rozczaruje

Zwolenników tezy, że Lech Wałęsa był prowadzony przez SB w latach 80., szafa Kiszczaka rozczaruje

Foto: PAP

Przeszłość Lecha Wałęsy od dłuższego czasu jest historycznie oczywista – w latach 70. jako robotnik w stoczni współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Kilkakrotnie, choć półgębkiem, się do tego przyznawał. „Prawdą? jest, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis! I wtedy podpisałem" – wspominał zatrzymanie przez SB w związku z masakrą z Grudnia '70 w książce „Droga nadziei" (1990 r.). Sugerował jednak, że to była lojalka, nie zaś zobowiązanie do współpracy.

W obronie własnej

Jeszcze przed odnalezieniem archiwum gen. Czesława Kiszczaka o współpracy Wałęsy z SB przekonani byli jednak niemal wszyscy historycy, którzy zajmują się jego biografią. Wałęsa donosił na swych kolegów z pracy, ale wiele więcej powiedzieć nie mógł – w tamtym czasie nie działał w żadnej organizacji opozycyjnej.

Zresztą nikomu nie śniło się jeszcze o niezależnych organizacjach związkowych – Wolne Związki Zawodowe powstały pod koniec lat 70., „Solidarność" wykluła się z nich w 1980 r.

Teczka agenta „Bolka", przezornie zdeponowana w piwniczce przez byłego szefa bezpieki, to potwierdza. Według informacji przekazanych przez IPN są tam teczka personalna i teczka pracy TW „Bolek" oraz odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa „Bolek". Wśród dokumentów są również odręczne pokwitowania odbioru pieniędzy. Dokumenty obejmują lata 1970–1976.

Z punktu widzenia sporów o biografię Wałęsy to dokumenty ważne, bo przesądzające ostatecznie o tajnej i świadomej współpracy z bezpieką 30-letniego robotnika. Do tej pory nie było tak jednoznacznych dowodów.

Wałęsa rytualnie broni się, dowodząc, że to fałszywki. Oczywiście, pamiętać należy, że na początku lat 80. bezpieka fabrykowała dokumenty na Wałęsę, próbując je kolportować wśród członków Komitetu Noblowskiego. Prawdopodobnie właśnie to spowodowało, że – wbrew oczekiwaniom – Wałęsa nie dostał pokojowego Nobla w 1982 r., gdy komuna stanem wojennym zdławiła „Solidarność", tylko rok później.

Jest jednak mało prawdopodobne, by szef bezpieki marnował miejsce w swym przydomowym sejfie na fałszywki – Kiszczak prawie na pewno zabrał wyłącznie dokumenty prawdziwe, bo chciał mieć skuteczne haki na ludzi ważnych podczas aksamitnej rewolucji 1989 r. Jedynie takie kwity stanowić mogły jego polisę ubezpieczeniową.

Zarzut umiarkowanych krytyków Wałęsy jest taki, że nie wyspowiadał się z „Bolka" po 1989 r. Z jednej strony to rzeczywiście stracona szansa. Z drugiej strony jednak w pierwszych latach po upadku komuny Wałęsa był po uszy zanurzony w politykę, prowadził wiele ostrych wojen i wewnątrz własnego obozu (wojna na górze, czyli rozbicie szeregów opozycji solidarnościowej w 1990 r., a potem opór wobec lustracji i w efekcie obalenie prawicowego rządu Jana Olszewskiego w 1992 r.), i z postkomunistami (choćby oskarżenie w 1995 r. premiera Józefa Oleksego o kontakty z KGB). Dlatego też domaganie się dziś wstecznie ówczesnej spowiedzi z „Bolka" jest oderwane od politycznych realiów.

Wybielanie lidera „S"

Charakterystyczne jest to, że archiwum Kiszczaka otwiera list przewodni, z którego wynika, że generał zamierzał wysłać kwity dotyczące „Bolka" do Archiwum Akt Nowych wiosną 1996 r., a zatem gdy Wałęsa znalazł się poza polityką po przegranych wyborach prezydenckich.

Spowiedź Wałęsy nie była możliwa z jednego jeszcze powodu – jego charakteru.

Od pojawienia się pierwszych zarzutów o agenturalność na początku lat 90. całe życie Wałęsa poświęcił na grę o uniewinnienie. Długo mu się udawało.

Ze względu na braki w dokumentach i z powodu procedur lustracyjnych w 2005 r. IPN przyznał mu status osoby pokrzywdzonej, czyli rozpracowywanej przez komunistyczną bezpiekę.

To było urzędowe wybielenie Wałęsy, bo na taki tytuł nie mieli szans dawni agenci. Wcześniej, w 2000 r., oczyścił go sąd lustracyjny, podkreślając, że część donosów i pokwitowań odbioru pieniędzy została sfałszowana. Przy każdej takiej okazji Wałęsa coraz bardziej brnął w kłamstwa, o które dziś się potknął. Nawet ci, dla których Wałęsa był, jest i pozostanie bohaterem, zdają sobie sprawę, że w młodości ich idol kolaborował z komunistami.

Różnią się tylko w ocenie jego czynów i uważają, że zasłużył na rozgrzeszenie swą działalnością w latach 80., gdy stał się twarzą „S" i stanął na czele bezkrwawej rewolucji 1989 r.

Wszystko wskazuje na to, że po upadku w latach 70. na początku lat 80. zrodził się nowy Wałęsa – którym już bezpieka nie kierowała, ba, którego inwigilowała i internowała.

Tez o zależności Wałęsy od bezpieki w latach 80. nie potwierdzają znane dotąd dokumenty – i wszystko wskazuje na to, że archiwum Kiszczaka tego nie zmieni.

Dlaczego zatem sprawa lustracji byłego prezydenta wraca regularnie i budzi aż takie emocje?

Spór o Wałęsę w istocie rzeczy jest sporem o mit założycielski III RP. Ci, którzy ostro krytykują losy Polski po 1989 r. – dziś jest to PiS, ale takie partie były na prawicy obecne od zawsze – chcą w teczce Wałęsy znaleźć dowody na swą tezę, że III RP to bękart bezpieki. Że w Magdalence generałowie SB dogadali się ze swymi agentami udającymi opozycjonistów.

Tego typu ostrych krytyków Wałęsy na pewno czeka rozczarowanie. W szafie Kiszczaka nie będzie na to dowodów. Ślady takich operacji zostałyby już wcześniej odnalezione – tak jak historycy zdokumentowali współpracę Wałęsy z bezpieką, mimo że Kiszczak trzymał jego teczkę pod kluczem.

Przeszłość Lecha Wałęsy od dłuższego czasu jest historycznie oczywista – w latach 70. jako robotnik w stoczni współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Kilkakrotnie, choć półgębkiem, się do tego przyznawał. „Prawdą? jest, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis! I wtedy podpisałem" – wspominał zatrzymanie przez SB w związku z masakrą z Grudnia '70 w książce „Droga nadziei" (1990 r.). Sugerował jednak, że to była lojalka, nie zaś zobowiązanie do współpracy.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej