Archeolodzy biją na alarm – chodzi o ratowanie tysięcy stanowisk znajdujących się w regionie podbiegunowym. Znikają one błyskawicznie, ponieważ ocieplenie wokół bieguna północnego następuje dwa razy szybciej niż w pozostałych rejonach naszej planety.
Koło wybrzeży północnej Alaski, gdzie stykają się Morze Czukockie, Morze Beauforta i Ocean Arktyczny, woda pochłonęła już tereny zamieszkiwane przez autochtonów od 4000 lat. A przecież jest to miejsce kluczowe dla poznanie procesu zasiedlenia Arktyki kanadyjskiej czy Grenlandii.
Przyroda rozdaje karty
Na Dalekiej Północy znajduje się około 180 tysięcy stanowisk archeologicznych, które zimny i wilgotny klimat zachowywał aż do tej pory w niezwykłym stanie. Ale teraz, na naszych oczach, nikną one w zastraszającym tempie. „Zakłócenia powodowane wzrostem temperatury na powierzchni Ziemi niszczą archiwum kulturowe i przyrodnicze Arktyki" – napisali autorzy artykułu na ten temat, jaki ukazał się na łamach prestiżowego pisma naukowego „Antiquity". Przygotował go międzynarodowy zespół naukowców, którym kierował dr Max Friesen, archeolog polarny z Uniwersytetu w Toronto.
Naukowcy przestudiowali 46 wcześniejszych prac poświęconych temu zagadnieniu. Na tej podstawie doszli do wniosku, że tylko bardzo mała część tego dziedzictwa została zbadana metodami archeologicznymi, reszcie grozi zagłada, zanim przeprowadzone zostaną tam nowoczesne wykopaliska.
Badacze podkreślają, że dwa czynniki stanowią szczególne zagrożenie. Pierwszy to intensyfikacja rozmarzania wiecznej zmarzliny pokrywającej jedną czwartą lądu na półkuli północnej. W trakcie tego procesu do atmosfery przedostają się miliony ton gazów cieplarnianych – dwutlenku węgla i metanu. Wieczna zmarzlina uwalnia też bakterie uwiezione w niej, nieaktywne od setek i tysięcy lat – one także zagrażają zabytkom.