To trudne ze względu na nowo powstające szpitale, przychodnie i gabinety oraz naciski polityczne na przyznanie środków NFZ na ich utrzymanie. Dodatkowo Ministerstwo Zdrowia nie kontroluje jak należy zawartości nielekowych części koszyka świadczeń gwarantowanych, które z roku na rok puchną. Wciąż nie ma agencji taryfikacji, a więc nie wiadomo, ani kto, ani na jakich zasadach ustala ceny procedur i wyrobów medycznych, przy czym wiadomo, że nie robi tego wolny rynek. Dostępność do świadczeń zdrowotnych się pogarsza. NFZ kontraktuje w pierwszej kolejności świadczenia „luksusowe", gdy coraz więcej ludzi czeka w coraz dłuższych kolejkach po coraz większą liczbę zupełnie podstawowych świadczeń.
Ponieważ niezadowolenie społeczne rośnie, pojawia się giełda pomysłów, skąd wziąć dodatkowe pieniądze. Można, oczywiście, podnieść składkę zdrowotną. To jednak wcale nie musi się przełożyć na zwiększone wpływy, bo część ludzi przejdzie do szarej strefy.
Można na zdrowie wydać więcej z budżetu państwa, ale wydaje się to mało prawdopodobne. Tym bardziej że trzeba wtedy wskazać, którym gałęziom gospodarki pieniądze zostaną zabrane.
Można wprowadzić oficjalne, wysokie kwotowo współpłacenie za świadczenia zdrowotne. Jednak w swej istocie nie powinno ono służyć łataniu dziur w budżecie płatnika, ale redukcji hazardu moralnego oraz ryzyka nadużyć ze strony świadczeniodawców, do tego w przypadku tylko niektórych świadczeń. Najbezpieczniejszym politycznie sposobem „dosypania pieniędzy" jest wprowadzenie nowego typu ubezpieczeń dodatkowych – komplementarnych – które zapewnią osobom dbającym o swoje zdrowie dostęp do najnowszych i najbardziej innowacyjnych metod leczenia, tych, których nie finansuje dziś NFZ. Zamiast wydawać 80 zł miesięcznie na papierosy, wielu wykupiłoby takie polisy, a w razie zachorowania byliby leczeni zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną. Odciążyliby system finansowany przez NFZ, a więc zmniejszyłyby się kolejki po świadczenia finansowane przez fundusz. Poprawiłaby się konkurencyjność na rynku i pojawiły dodatkowe środki na opiekę zdrowotną.
Można też, oczywiście, udawać reformę, ale od mieszania herbata nie robi się słodsza. Najgorszym jednak pomysłem byłoby zabieranie pieniędzy jednym chorym na rzecz drugich, czyli wydłużanie kolejek w jednej dziedzinie, by skrócić je w innej, np. w onkologii. To jest nie tylko niekonstytucyjne, ale też po prostu niesprawiedliwe.