Pekin zdecydował się na uchylenie rąbka tajemnicy. Do tej pory chińskie władze twierdziły, że od początku pandemii przeszło trzy lata temu zmarło nieco ponad 5 tys. osób. Teraz jednak dane za okres od 8 grudnia do 12 stycznia mówią o niemal 60 tys. zmarłych. Ale to i tak grube niedoszacowanie. Eksperci cytowani przez Bloomberga uważają, że w ciągu tych pięciu tygodni prawdziwa liczba ofiar śmiertelnych była dziesięciokrotnie większa.
Po części same władze się do tego przyznają. Podane przez nie dane obejmują tylko osoby, które zmarły bezpośrednio z powodu odmiany wirusa covid omikron w szpitalach. Ci, którzy z tej samej przyczyny zakończyli swoje dni w domach, nie są uwzględniani. Nie są też brani pod uwagę zmarli na wsi, gdzie wciąż żyje zdecydowana większość Chińczyków.
Ale nawet setki tysięcy ofiar to może być tylko początek znacznie większego kataklizmu. Z początkiem tego tygodnia Chińczycy zaczęli wyjeżdżać do swoich rodzin w związku ze świętem nowego roku księżycowego, który przypada na 22 stycznia. To najważniejszy okres wolny od pracy w ChRL. Z powodu pandemii nie był jednak obchodzony. Teraz z wolnego czasu skorzysta więcej osób niż kiedykolwiek. Tylko do Makao i jego kasyn przyjeżdża teraz około 60 tys. osób dziennie. W Hongkongu zjawia się ich jeszcze więcej.
Czytaj więcej
Takie choroby jak odra czy krztusiec wracają, ponieważ nie korzystamy ze sprawdzonych i bezpiecznych sposobów profilaktyki, które zapewniają, że zostajemy zdrowi, a przynajmniej zmniejszają prawdopodobieństwo, że zachorujemy - ocenił prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Eksperci oceniają, że od nagłego zniesienia z woli Xi Jinpinga wszelkich ograniczeń oddalenia społecznego 7 grudnia covid złapało około 20 proc. Chińczyków, jakieś 250 mln osób. W szpitalach z powodu ostrych objawów chorych przebywa teraz około 2 mln z nich. Wielu jednak nie mogło otrzymać pomocy z powodu braku wystarczającej liczby respiratorów czy łóżek na oddziałach intensywnej terapii.