Świecką polską tradycją stało się to, że partie polityczne starają się narzucić wyborcom na święta Bożego Narodzenia swoja narrację i tak ustawić debatę polityczną, by przy wigilijnych stołach mówiło się o sprawach dla nich korzystnych. Nie jest to niemądry pomysł, bowiem w naszym kraju święta te są szczególnie rodzinne i jest mnóstwo okazji do dyskusji i rozmów. Warto więc zadbać, by były one dla poszczególnych ugrupowań miłe i stawiały je w dobrym świetle. Zwłaszcza że ze względu na kumulację świąt, Nowego Roku oraz Święta Trzech Króli, polska polityka zasypia około 20 grudnia, a budzi się po 6 stycznia. W tym czasie biedni wyborcy pozostawieni są samym sobie i samodzielnie muszą decydować, „co o tym wszystkim myśleć".
Dlatego co roku widać wyścig partii zarówno rządzących, jak i opozycyjnych, by narzucić na ten okres swoją narrację. W oczywisty sposób jest to łatwiejsze dla tych pierwszych, bowiem mają więcej ku temu narzędzi. Ale w tym roku wydaje się, że PiS jest w gorszej sytuacji. Żyjemy bowiem zjawiskami i tematami dla tej formacji niekorzystnymi – afera KNF, oczekiwane podwyżki prądu, radny Kałuża, niemądre wypowiedzi polityków władzy. Wiedzą o tym także sami politycy tej formacji, co było widać podczas wyjazdowego posiedzenia klubu parlamentarnego w Jachrance, gdzie atmosfera przypominała nastrój w berlińskim bunkrze Hitlera w kwietniu 1945 roku, by użyć nieco zbyt krotochwilnej metafory.
Dworscy arystokraci
Przemówienie Jarosława Kaczyńskiego było najbardziej defensywne, reaktywne, strachliwe, nudnawe i nieenergetyczne, jakie zdarzyło mi się oglądać w jego wykonaniu. Widać to było także po reakcjach sali – zgromadzeni w niej przedstawiciele władzy klaskali rzadko i niechętnie, a sposób, w jaki to robili, nie mógł nie budzić zdumienia: składali dłonie do oklasków tak delikatnie, jakby byli arystokratami na dworze Ludwika XIV, a nie politykami mającymi służyć suwerenowi. Nawet siedzącym w pierwszym rzędzie zdarzało się pisać esemesy w czasie wystąpienia prezesa. To wcześniej nie miało miejsca. Tu zaszła jakaś zmiana.
Rzeczywiście rządzący nie mają wielu powód do radości – po dobrej pierwszej turze wyborów samorządowych, przyszła fatalna druga; a potem już było tylko gorzej. PiS straciło zdolność narzucania agendy politycznej i jedynie gasi pożary, które albo samo wywołało, albo które wybuchają samoczynnie. Największym z nich jest oczywiście afera wokół KNF, a próba jej zneutralizowania przez zatrzymanie poprzedniego zarządu tej instytucji, i przekonywanie, że to oni winni są „prawdziwej aferze KNF", przynosi odwrotne do zamierzonych skutki. Skandaliczne słowa prokuratora Święczkowskiego, przesłuchanie Wojciecha Kwaśniaka, a także absolutnie niedopuszczalne słowa Zbigniewa Ziobry, o tym, że być może słaba działalność KNF zachęciła bandytów do jego pobicia, pogorszyły sytuację obozu władzy. Kwaśniak fatalnie nadaje się do odegrania roli aferzysty i złodzieja, a próba obsadzenia go w tej roli, tylko po to, by przykryć korupcję Marka Ch., może pogrążyć rządy PiS.
Prezent dla Schetyny
Opozycja nie zasypuje gruszek w popiele i na ten tydzień zapewniła sobie darmowy spektakl uderzania we władzę, bowiem rozpatrywany będzie w Sejmie jej wniosek o konstruktywne wotum nieufności. Głosowanie oczywiście przegra, ale da jej to kilka dni, w czasie których, to PiS będzie na cenzurowanym, a nie Platforma Obywatelska. Trudno o lepszy prezent gwiazdkowy dla Grzegorza Schetyny. Potwierdza to starą prawdę, że najlepsze prezenty sprawiamy sobie sami.