Waldemar Wojtasik: Defekt inkumbenta

Demokratyczne statystyki są nieubłagane dla pretendentów - w wyborczej rywalizacji z kandydatami dzierżącymi mandat, ich szanse są ograniczone.

Aktualizacja: 18.03.2020 18:31 Publikacja: 18.03.2020 17:58

Waldemar Wojtasik: Defekt inkumbenta

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Dzieje się tak z wielu powodów, z których najważniejszymi są wizerunkowa przewaga wynikająca ze sprawowanego urzędu, większa efektywność alokowania posiadanych zasobów wyborczych oraz doświadczenie z dotychczasowych kampanii. Wszystko to sprawia, że aby zwyciężyć pretendenci muszą stworzyć albo nowy typ politycznej narracji, liczyć na potknięcia inkumbentów lub oczekiwać zdarzenia, które przerwie dotychczasową logikę wyborczej narracji.

Inaczej wygląda sytuacja w wyborach prezydenta RP. W trzech dotychczasowych przypadkach, które niosły ze sobą możliwość reelekcji, jedynie Aleksandrowi Kwaśniewskiemu udało się odnowić swój mandat (choć w tym przypadku lepszym będzie stwierdzenie, że to bardziej Lech Wałęsa przegrał niż lider SLD wygrał). Ani bowiem niegdysiejszy lider Solidarności, ani Bronislaw Komorowski nie zdołali odnowić inwestytury do rządzenia. Natomiast w przypadku Lecha Kaczyńskiego, wyniki sondaży przed katastrofą smoleńską także nie były szczególnie optymistyczne i nie stawiały go w gronie faworytów elekcji 2010 r. Mamy więc pewną systemową zależność, która nie do końca współgra z teoretycznym wzorcem przewag inkumbentów i warto się zastanowić nad źródłami takiego dysonansu. Szczególnie w perspektywie czekających nas w tym roku wyborów.

Logika porażki

Przyglądając się mechanizmom porażek inkumbentów w wyborach prezydenckich, można wskazać kilka dominujących wzorców ograniczania ich szans. Pierwszym są partyjne odniesienia urzędujących prezydentów, którzy w chwili wyboru (w przeciwieństwie do Kwaśniewskiego), w sposób praktyczny nie sprawowali  przywództwa istotnych sił politycznych (Komorowski), albo ich wcześniejsze formacje uległy rozpadowi (Wałęsa). W praktyce także o Lechu Kaczyńskim trudno mówić jako o faktycznym przywódcy partyjnym, gdyż realną władzę w PiS sprawował jego brat – Jarosław.

Drugim czynnikiem odróżniającym Kwaśniewskiego od przegranych inkumbentów jest ogólny styl sprawowania urzędu, a konkretnie jego polityczna ewolucja w trakcie kadencji. Siłą prezydentury Kwaśniewskiego w pierwszym okresie było jego polityczne dorastanie do urzędu, gdy z polityka tańczącego w rytm disco polo transformował się w męża stanu, prowadzącego Polskę do NATO i UE. Jego przemiana pozostaje w kontrze do faktycznego braku adaptacji do zmieniającej się rzeczywistości Wałęsy i Komorowskiego.

Trzecim mechanizmem determinującym porażkę wyborczą był brak wartości dodanej przez pierwszą damę. Doświadczenia demokratyczne ukazują bowiem, że żony prezydentów mogą skutecznie stymulować wyborców do wpływania na wizerunek głowy państwa i generowania poparcia. Tak się bez wątpienia stało w przypadku Jolanty Kwaśniewskiej, która modelowy wzór „first lady” przeniosła do rodzimych warunków. Pozostałe żony prezydentów albo nie dawały żadnego handicapu wyborczego, albo wręcz były dla starających się o reelekcję obciążeniem. Pewnym wyjątkiem mogłaby być w tym przypadku Maria Kaczyńska, która stworzyła interesujący styl sprawowania swojej funkcji, jednak można mieć wątpliwości, czy taki model (np. otwartość na środowiska feministyczne) był oczekiwany przez twardy elektorat PiS.

Duda ma problem

Wskazane trzy mechanizmy różnicujące perspektywy inkumbentów i pretendentów dosyć wyraźnie diagnozują problemy Andrzeja Dudy w trwającej kampanii. Ani bowiem jego pozycja polityczna, ani styl sprawowania urzędu prezydenta, ani Agata Duda jako pierwsza dama nie dają mu przewagi nad konkurentami w wyborczym wyścigu. Przewagi, których nie udało się wykreować w trakcie sprawowania urzędu, stanowią teraz realny balast dla jego notowań i perspektyw.

Co więcej, jak się wydaje z dotychczasowego przebiegu kampanii, kontrkandydaci zdają sobie z tego sprawę i umiejętnie uderzają w takie miejsca. Wasalizm Dudy względem PiS, a szczególnie Jarosława Kaczyńskiego, stanowi zarzut podnoszony przez Małgorzatę Kidawę-Błońską, choćby w postaci hasła „Prawdziwa prezydent”. W stylu sprawowania urzędu przez Andrzeja Dudę nie widać od początku kadencji żadnej adaptacji do zmieniających się warunków zewnętrznych, o czym najdobitniej świadczy fakt prowadzenia obecnie łudząco podobnej kampanii do tej z 2015 r., przy kompletnie różnych kontekstach zewnętrznych. Zmarnowaną szansą jest również wizerunek żony Agaty, co zostało dobitnie pokazane przez sztab Władysława Kosiniaka-Kamysza, konfrontując go z energią i otwartością żony prezesa PSL.

Czarny łabędź

Kampania Andrzeja Dudy zaliczyła falstart. Wskazane odniesienia systemowe zdają się nie grać na jego korzyść, a i politycy opozycji wydają się być coraz skuteczniejsi w osłabianiu jego pozycji. Jakby to niestosownie nie zabrzmiało, to pojawił się właśnie czynnik mogący zmienić opisywaną logikę procesów wyborczych – kampanijny czarny łabędź. Jest nim pandemia koronawirusa, która odwraca zarówno bieg kampanii, jak i skupia w naturalny sposób na działaniach rządzących

To urzędujący prezydent może być twarzą walki z pandemią, zyskując wizerunkową premię z tytułu sprawowanego urzędu. I dlatego właściwa reakcja na kryzys może być wielką szansą Andrzeja Dudy, ale może także ostatecznie pogrzebać jego marzenia o reelekcji. W każdym razie piłka jest teraz na boisku prezydenta, co może dawać nadzieję na wyjście z politycznej defensywy.

Dzieje się tak z wielu powodów, z których najważniejszymi są wizerunkowa przewaga wynikająca ze sprawowanego urzędu, większa efektywność alokowania posiadanych zasobów wyborczych oraz doświadczenie z dotychczasowych kampanii. Wszystko to sprawia, że aby zwyciężyć pretendenci muszą stworzyć albo nowy typ politycznej narracji, liczyć na potknięcia inkumbentów lub oczekiwać zdarzenia, które przerwie dotychczasową logikę wyborczej narracji.

Inaczej wygląda sytuacja w wyborach prezydenta RP. W trzech dotychczasowych przypadkach, które niosły ze sobą możliwość reelekcji, jedynie Aleksandrowi Kwaśniewskiemu udało się odnowić swój mandat (choć w tym przypadku lepszym będzie stwierdzenie, że to bardziej Lech Wałęsa przegrał niż lider SLD wygrał). Ani bowiem niegdysiejszy lider Solidarności, ani Bronislaw Komorowski nie zdołali odnowić inwestytury do rządzenia. Natomiast w przypadku Lecha Kaczyńskiego, wyniki sondaży przed katastrofą smoleńską także nie były szczególnie optymistyczne i nie stawiały go w gronie faworytów elekcji 2010 r. Mamy więc pewną systemową zależność, która nie do końca współgra z teoretycznym wzorcem przewag inkumbentów i warto się zastanowić nad źródłami takiego dysonansu. Szczególnie w perspektywie czekających nas w tym roku wyborów.

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Materiał Promocyjny
Bolączki inwestorów – od kadr po zamówienia
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać