Lech Wałęsa komentował w ten sposób w poniedziałkowej „Kropce nad i” w TVN list arcybiskupa, który zostanie odczytany 31 sierpnia. Abp Nycz napisał m.in.: „Czy ktoś, kto zawiódł, zdradził, może uczestniczyć w budowaniu naszej Ojczyzny i jej struktur? Patrząc na św. Pawła, musimy powiedzieć, że może i powinien, pod warunkiem że przeżył nawrócenie tak jak on. Że się przyznał i żałował, i był świadom swej niegodności”.
Wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski (PiS) w „Gazecie Wyborczej” sugerował, że abp Nycz ma na myśli Wałęsę z powodu dyskusji o jego relacjach z SB. Monika Olejnik zapytała więc byłego lidera „Solidarności”, do kogo zwraca się abp Nycz. – Chyba od siebie zaczyna, bo tam jakieś papiery też nie takie są – odparował.
– Wałęsa świadomie zaciera różnice między nim a kryształowymi postaciami – komentuje ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. W książce „Księża wobec bezpieki” opisał teczkę Nycza. – Mikrofilm z jej zawartością jest w 100 proc. kompletny i nie ma cienia podejrzenia wobec arcybiskupa – zaznacza. W teczce opisano 12 lat prób zwerbowania abp. Nycza. Jednak konsekwentnie odmawiał.
Wczoraj Wałęsa wycofał zarzuty. – To pomyłka, przepraszam arcybiskupa. Wpadłem w amok. Nie dosłyszałem, co powiedziała pani Monika, i stąd nieporozumienie – wyznał w TVN 24. Dodał jednak, że „takie samo nieporozumienie czyta z wypowiedzi” Nycza: – Romaszewski w „GW” wręcz powołuje się na niego i uderza we mnie. Więc na takiej samej zasadzie jest mój nietakt, co i arcybiskupa.
– Skoro Wałęsa pomówił Nycza, to wie, iż te słowa były kierowane do niego – utrzymuje Romaszewski. – Zawsze tłumaczą go, że „tylko palnął”. Palnął też 4 czerwca 1992 r. i przez to nie rozliczyliśmy okresu komunizmu.