Otylia Jędrzejczak, pochodząca z Rudy Śląskiej najsłynniejsza polska pływaczka miała być jednym z gości wojewody śląskiego Zygmunta Łukaszczyka podczas spotkania w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim, zaplanowanym na 4 września. Trzy tygodnie temu wojewoda zaprosił do urzędu olimpijczyków z województwa śląskiego, którzy brali udział w Igrzyskach w Pekinie. Chciał im podziękować za sukcesy, jakie odnieśli na olimpiadzie.
W imieniu Leszka Blanika, mistrza świata w skoku (sportowiec jest zawodnikiem AZS AWFiS Gdańsk ale pochodzi ze śląskiego Radlina), z wojewodą spotkali się jego rodzice. Był wspólny obiad, sportowcy otrzymali pamiątkowe patery z podziękowaniami i zaproszenia na koncert "Budujemy nadzieję", z którego dochód będzie przeznaczony dla poszkodowanych przez trąbę powietrzną w regionie.
Zabrakło Otylii Jędrzejczak (czwarte miejsce w pływaniu motylkiem na 400 metrów). Dlaczego? Według informacji "Rz" poszło o pieniądze. Piotr Jędrzejczak, ojciec pływaczki miał zażądać za przyjazd córki 10 tys. zł. Miał też pretensje, że wojewoda nie wspierał finansowo kariery jego córki, kiedy zaczynała. Z Jędrzejczakiem rozmawiał pracownik gabinetu wojewody, Łukasz Łata. - Podczas pierwszej rozmowy powiedziałem jaka jest idea tego spotkania, obiecał że porozmawia z córką - opowiada Łata. - Kwota, 10 tys. zł, padła podczas drugiej rozmowy, od razu. Tłumaczyłem, że to nie jest komercyjna impreza i że nie zapłacimy tych pieniędzy. Pożegnaliśmy się - mówi.
Piotr Jędrzejczak twierdzi, że rzeczywiście dzwonił do niego "ktoś z urzędu". - Ale córka nie dostała oficjalnego zaproszenia, a powinna, jakby miała wolny czas, to może by przyjechała - mówi wymijająco. Podkreśla, że nie obraził się na Śląsk.
Na pytanie, czy to prawda, że wycenił przyjazd Otylii na 10 tys. zł, Jędrzejczak nie odpowiada. - Są jakieś zasady, tak to wygląda, mnie nie chodzi o pieniądze - twierdzi. W końcu, naciskany, czy podał kwotę, czy nie, odpowiada: - Chodziło o koszty podróży. Ostatnio córkę zaproszono do Gdańska, zapłacono jej samolot, tak to powinno wyglądać. Nie, kwoty nie podałem - mówi w końcu.