W czasach strachu sprzedaje się populizm – można więc dowodzić, że epidemia pokazuje, że Unia Europejska się nie sprawdziła. A czy zadziałały państwa członkowskie? Rządy Francji, Włoch, Hiszpanii czy wychodzącej z Unii Wielkiej Brytanii nie wprowadziły na czas koniecznych obostrzeń w ruchu ludności. Wiele dni po tym, jak przyszły wiadomości o skali zachorowań w Chinach, utrzymywały połączenia lotnicze z Państwem Środka, nie reagowały na alarmy z Lombardii, nie wsparły Włoch na czas.

Unia Europejska nie ma wielu możliwości działania w ochronie zdrowia – tu decyduje Traktat. Co do zasady, Unia może tylko wspierać państwa w walce z epidemią, promować współdziałanie w wypadkach większych zagrożeń, popierać profilaktykę, może też koordynować wspólne działania na rzecz bezpieczeństwa. Instytucje UE mogą też dysponować wspólnymi środkami z obecnego budżetu, zmienić zasady wydawania niektórych funduszy, uwzględnić obecną sytuację w budżecie na lata 2021–2027 i przeznaczyć więcej euro na badania nad walką z wirusami itd. Komisja Europejska wyłożyła już 37 mld euro na zdrowie. Za to kupowane są maski, odzież ochronna, respiratory, wyposażenie szpitali. Część pieniędzy pójdzie na ratowanie małego biznesu. Ktoś chce więcej? Proszę bardzo, trzeba tylko odważnie dać UE więcej pieniędzy do dzielenia.

W ramach wspólnego działania zaczęły się wspólne zakupy środków ochronnych – nawiasem mówiąc, Polska przystąpiła do tego programu dopiero w trakcie trwania epidemii, a sama jako rezerwy strategiczne do niedawna skupowała głównie węgiel. Unia jest już zgodna, by w czasie kryzysu państwa dosypywały z krajowego budżetu pieniądze do firm, żeby nie upadły – w Polsce skorzystają na tym zapewne wielkie państwowe firmy, jak LOT czy PKP. Unia uruchomiła wspólny mechanizm ściągania obywateli państw członkowskich – i on zadziałał. Komisja przekonała państwa do solidarnego zamknięcia granic Unii – Rada Unii to zatwierdziła i zadziałało. Sama nie mogła tego zrobić, bo to kompetencja państw. Do tego znalazły się środki na walkę z wirusem w państwach sąsiadujących z Unią na Wschodzie, co z polskiego punktu widzenia ma ogromne znaczenie. Szczególnie Polska powinna przyklasnąć tu Unii, bo epidemia u naszych sąsiadów dopiero się rozkręca.

To, że w piątkowej debacie nad ustawami o tarczy antykryzysowej premier atakował instytucje unijne, świadczy tylko o dwóch rzeczach: że jeszcze w obozie władzy nie upadł pomysł wyborów prezydenckich – antyunijne filipiki są stałym elementem kolejnych kampanii obozu władzy. Świadczy także o tym, że rząd ma jeszcze głowę do tego rodzaju zabaw słownych, czyli wirus naprawdę się jeszcze nie rozszalał. Oby nie przyszedł czas, kiedy już nie będzie miejsca na polityczne antyunijne deklaracje tam, gdzie kompletnie nie mają zastosowania.