Nie wierzę mówiącym, że walczą tylko dla sławy

Tomasz Adamek. Mistrz świata w boksie o codziennym życiu w USA, o żonie, córkach i o pieniądzach, które chce zarobić w ringu

Publikacja: 11.04.2009 01:33

Tomasz Adamek urodzony 1 grudnia 1976 r. Żonaty, dwie córki. Mistrz świata organizacji IBF w wadze j

Tomasz Adamek urodzony 1 grudnia 1976 r. Żonaty, dwie córki. Mistrz świata organizacji IBF w wadze junior ciężkiej. Wygrał 37 walk (25 przed czasem), przegrał tylko jedną, z Amerykaninem Chadem Dawsonem dwa lata temu, tracąc tytuł WBC w kategorii półciężkiej, który wywalczył w maju 2005 roku, wygrywając z Australijczykiem Paulem Briggsem. Były mistrz Polski amatorów, brązowy medalista mistrzostw Europy (1998)

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Rz: Zarobił pan już ten wyśniony milion dolarów?[/b]

[b]Tomasz Adamek:[/b] No nie, ale jeszcze dwie, trzy walki i będzie. A kto wie, może wystarczy tylko jedna, ale z kimś bardzo znanym, takim jak Roy Jones Junior.[wyimek]Wójt Gilowic obiecał, że niedługo stanie tam pomnik Tomasza Adamka [/wyimek][b]

Jest szansa na taki pojedynek?[/b]

Rozmowy trwają, ale więcej nic nie powiem, żeby nie zapeszyć. Po świętach będę już wiedział, na czym stoję.

[b]Często pan mówi o pieniądzach. Jak na górala przystało, dutki przewijają się w tle każdej rozmowy, czasami nawet są najważniejsze...[/b]

Nie wierzę tym, którzy mówią, że walczą dla sławy. Tak było u nas za komuny, choć i wtedy boks amatorski dawał szansę na lepsze życie. Na zawodowym ringu najbardziej liczą się dutki. Im więcej ich zarobisz, tym starość będzie spokojniejsza. Mam rodzinę, którą muszę utrzymać i zadbać o jej przyszłość. Dlatego chcę teraz walczyć jak najwięcej, za jak największe pieniądze. Młody już nie jestem, muszę wykorzystać swój czas.

[b]Dlatego wyprowadził się pan z rodzinnych Gilowic i od sierpnia ubiegłego roku mieszka w New Jersey. To był dobry pomysł?[/b]

Nie było innego wyjścia. Mimo kryzysu, którego ja tu tak bardzo nie widzę, Stany Zjednoczone to wciąż najlepsze miejsce dla boksu. Gala goni galę, największe telewizje chcą pokazywać bokserów, nie ma żadnych problemów ze sparingpartnerami, co spędzało nam sen z powiek w Polsce. Tu są tańsi. Nie trzeba im kupować biletów lotniczych, płacić za hotele. A jeśli się nie sprawdzą, rozwiązujemy ustną umowę z dnia na dzień.

[b]Żona i dzieci nie narzekają?[/b]

Córkom się tu podoba. Nie słyszę od nich próśb: tatusiu, wracamy! Dzieci górala muszę być twarde, tak jak on sam. W takim duchu je wychowuję. Roksana ma 12 lat, Weronika dziewięć. Początkowo miały problemy językowe, ale na szczęście powoli znikają. Myślę, że do lata się z nimi uporają. Ostatnio zmieniły szkołę, chodzą do katolickiej i bardzo sobie chwalą. Nie ma porównania z publiczną, do której chodziły wcześniej.

[b]Żonie początkowo podobno niezbyt się podobało w nowym miejscu...[/b]

W Gilowicach zostawiliśmy ogromny dom, a tu mieszkamy w trzech niewielkich pokojach z kuchnią. Do tego dochodzą odległości i uciążliwe korki, które nie ułatwiają życia. Dorota bardzo chce nostryfikować dyplom, w Polsce skończyła przecież studia pielęgniarskie, od dawna zresztą pracuje w tym zawodzie. Wcześniej jednak musi opanować język. Uczy się angielskiego w tej samej szkole co ja. Chodzimy tam cztery razy w tygodniu, zajęcia trwają trzy godziny. Ona chodzi wieczorem, ja rano. Nie chce chodzić ze mną, bo twierdzi, że się z niej podśmiewam. Dorota jest dobra z gramatyki, a ja jestem lepszy w gadce. Można więc powiedzieć, że jako małżeństwo się uzupełniamy.

[b]W szkole wiedzą, z kim mają do czynienia?[/b]

Oczywiście, i bardzo mi kibicują. W mojej grupie jest 15 osób, dobrze się wśród nich czuję. Myślę, że oni też mnie lubią.

[b]A na ulicach w stanie New Jersey rozpoznają już mistrza świata?[/b]

Tak dobrze to jeszcze nie jest. Ale ci, którzy interesują się boksem, czasami podchodzą po autografy. Ostatnio poprosili mnie o to Meksykanie.

[b]A gdzie pana znają?[/b]

W sali treningowej u Ziggy’ego Rozalskiego. To typowy wielki fitness w Jersey City, stolicy New Jersey, gdzie trenują też bokserzy. Tam jestem naprawdę popularny. Miejscowi policjanci też wiedzą, kim jestem, ale na specjalne ulgi ciężko liczyć.

[b]Wlepią mistrzowi mandat za przekroczenie szybkości?[/b]

Bywa, że spojrzą łaskawym okiem, ale tu są inne zasady niż w Polsce. Nawet gdyby chcieli, nie mogą udawać, że nie widzieli. Wszystko jest zarejestrowane.

[b]U nas pod tym względem było lepiej?[/b]

Jeśli już przycisnąłem gaz za mocno, dostawałem pouczenie. Rozmawialiśmy o walkach, dałem czapeczkę czy koszulkę z autografem i rozchodziliśmy się w przyjaźni.

[b]Ale są jeszcze fotoradary. Na drodze z Gilowic do Warszawy jest ich sporo.[/b]

Podobno są w środku puste, tak żartują zaprzyjaźnieni policjanci.

[b]Wróćmy do pana nowej ojczyzny. Tak chyba możemy mówić o kraju, gdzie pan teraz mieszka i płaci podatki?[/b]

To jest tylko nowy adres w moim życiu, ale nie wiem, co będzie za rok czy dwa. Być może zostaniemy dla dzieci, które tu skończą szkoły i zaczną studiować. W Polsce byłoby zapewne podobnie. Prawdopodobnie też wyjechalibyśmy z Gilowic w związku z ich nauką. Nie wiem tylko gdzie, ale tak by było.

[b]Wyjazd do USA był pana marzeniem? [/b]

Jeszcze w 2003 roku przez myśl mi nie przeszło, że będę tu mieszkał. Nie mieliśmy tu nikogo z rodziny, moje bokserskie losy też były związane z Europą. I nagle wszystko się zmieniło, ale nie podjęliśmy dobrych decyzji, wiążąc się z Donem Kingiem. Ziggy, którego wtedy poznałem, ostrzegał: Nie idźcie tą drogą. Namawiał, by iść drogą Gołoty, ale widać tak musiało być, związałem się z Kingiem. Gołota też popełniał błędy i wykupywano go później od pierwszego menedżera za 1,5 miliona dolarów. Ja tylko pamiętam z pierwszego pobytu w USA, że byłem oszołomiony ogromem wszystkiego, co mnie otaczało. Czułem się tam taki mały. I szybko zrozumiałem, że bez kontaktów, odpowiednich znajomości nie znaczysz nic.

[b]

Pana też wykupiono za 800 tysięcy dolarów od Kinga. Wiele miesięcy pan nie walczył, ale na szczęście to już przeszłość i jest pan mistrzem świata. Nie obawia się pan, że los znów może się odwrócić?[/b]

Wierzę w przeznaczenie i Boga, który tam na górze się mną opiekuje. Często się modlę i dziękuję za siłę, która spływa na mnie z nieba. Jeśli więc staję przed wielką szansą, to ona mnie nie paraliżuje. Wiem, że nie mogę jej zmarnować. Tak było w Chicago, gdy po raz pierwszy walczyłem z Australijczykiem Briggsem. Pojechałem do Ameryki i na powitanie dostałem szansę zdobycia tytułu mistrza świata.

[b]Był pan niedawno w Gilowicach, odwiedził rodzinę i znajomych. Nie żal było znów wracać za ocean?[/b]

Wracałem jak na skrzydłach. W New Jersey zostały przecież moje córki. Nawet jak krótko ich nie widzę, to tęsknię. Bardzo nieswojo czułem się we własnym, pustym domu. Za płotem mieszka moja mama, która ma swój dom, w okolicy mieszkają cztery moje siostry, w budzie pod domem szczeka ten sam pies co dawniej, a mimo to uczucie było dziwne.

[b]Jak pan spędza czas wolny w USA?[/b]

Treningi i nauka angielskiego wypełniają mi cały tydzień. A jak wracam, lubię siedzieć w domu. Dom mnie uspokaja.

[b]Zostaje weekend. Co wtedy pan robi?[/b]

W zimie pędzimy z Ziggym do Lake Placid. To piękna stacja narciarska, kilka godzin jazdy od Nowego Jorku. Trzydzieści lat temu były tam igrzyska olimpijskie. Zjeżdżamy na nartach jak szaleni, od rana do wieczora, aż nogi puchną. Nie musimy stać w kolejkach, bo Ziggy ma tam znajomego, który wszystko załatwia. A jak się ociepli, to wolne dni spędzamy na łódce Ziggy’ego. Jest duża, wygodna, można się poczuć na niej jak prawdziwy milioner.

[b]Dlaczego nie wstrzymał się pan z podpisaniem zawodowego kontraktu i nie poleciał do Sydney na igrzyska w 2000 roku? Była przecież wielka szansa na medal.[/b]

Nie wracam do przeszłości. Pamiętam tylko, że trener Andrzej Gmitruk dzwonił bez końca, kusił, obiecywał. A ja miałem wątpliwości. Kiedy już spakowałem torbę, by lecieć do Londynu, gdzie grupa Panix Promotions Panosa Eliadesa (promotor Lennoksa Lewisa – przyp. red.) miała swoją bazę, przyśnił mi się nieżyjący ojciec i pogroził palcem. Nie poleciałem, bilet przepadł. Miałem wtedy kontrakt z Concordią Knurów, wiodło mi się nieźle, ale Gmitruk nie dawał za wygraną. I powiedziałem sobie: jeśli ojciec znów mi się przyśni, to poczekam do igrzysk. Ale się nie przyśnił, więc poleciałem jednak do Londynu.

[b]

Nigdy pan tego nie żałował?[/b]

Mam taki charakter, że nie żałuję. Zresztą już wtedy polski boks amatorski szedł na dno, a ja czułem, że się nie rozwijam.

[b]Kiedy pan uwierzył, że może być mistrzem świata zawodowców?[/b]

To przyszło z czasem. Po pierwszych wygranych walkach o tym nie myślałem, choć Panos Eliades rozpływał się w zachwytach.

[b]Jak żona wytrzymuje pana walki, to przecież nie jest bezpieczne zajęcie...[/b]

Modli się, nie patrzy. Na ostatnią walkę z Johnathonem Banksem nie chciała iść. Wytłumaczyłem, że jak nie przyjdzie, to zaraz w Polsce napiszą, że się pokłóciliśmy albo że u Adamków jest kryzys. Tak przecież teraz u nas piszą. Jak przegrałem z Chadem Dawsonem, to napisali, że sprzedałem walkę. I co ja mogłem zrobić?

[b]Zrezygnować z walki, bo był pan chory. [/b]

Dziś zrezygnowałbym, ale wtedy nie dopuszczałem takiej myśli. Zbijałem prawie dziesięć kilogramów, nadawałem się do szpitala, nie do ringu. Dlatego przegrałem.

[b]Który z pana rywali bił najmocniej?[/b]

Myślę, że Briggs. Nie król nokautu O’Neil Bell, którego pokonałem przed czasem w Katowicach, nie Banks, sparingpartner Władimira Kliczki znokautowany przeze mnie w Newark, tylko były mistrz boksu tajskiego. W pierwszym pojedynku, gdy zdobywałem tytuł mistrza świata w wadze półciężkiej, walczyłem z nim ze złamanym nosem. Kontuzji doznałem podczas sparingów. Nos szybko się zrastał, ale wiedziałem, że jak Briggs mnie trafi, to na pewno znów mi go złamie. Trafił na początku i zalany krwią męczyłem się pełne 12 rund. Prawe oko mi od tego złamanego nosa tak zapuchło, że niewiele widziałem. Bolało strasznie przy każdym uderzeniu, ale nawet przez chwilę nie pomyślałem, żeby się poddać. Widać pomógł góralski charakter. I Bóg, który wystawił mnie na tak ciężką próbę.

[b]To po tamtej walce powiedział pan w rozmowie z „Rzeczpospolitą”: „Jestem prostym chłopakiem ze wsi i ten tytuł mnie nie zmieni. Mam swoje zasady i będę się ich trzymał”. Jest im pan wierny?[/b]

Nie może być inaczej. Walę prosto z mostu, jak mi się coś nie podoba; myślę, że jestem uczciwy, nie żywię się ludzką krzywdą. Uważam, że jestem dobrym, prostym człowiekiem i niech tak już zostanie.

[b]Różnie jednak później o panu pisano...[/b]

To byli źli ludzie, redaktorze, źli ludzie. Wie pan, dlaczego coraz bardziej podoba mi się w USA? Bo tam nie zazdroszczą wszystkiego tak jak u nas, nie ma tyle zawiści. Nie pytają też na każdym kroku o pieniądze i częściej się uśmiechają.

[b]Ale z trenerem Andrzejem Gmitrukiem też się pan wtedy poróżnił. Dlaczego?[/b]

Były zawirowania, przyznaję, ale było, minęło. Teraz znów jesteśmy jak syn i ojciec. Jak on stoi w narożniku, jestem spokojny. Widzę, że bardzo przeżywa to, co się dzieje w ringu, troszczy się o mnie. Kiedy mówi, co mam robić, ufam mu do końca. A wyniki najlepiej świadczą, że praca z nim przynosi efekty. Mamy swój niepowtarzalny styl i nie zamierzam niczego zmieniać.

[b]Myślał pan już, co będzie robił po zakończeniu kariery?[/b]

Nie zastanawiałem się, może rozkręcę jakiś swój biznes, a Ziggy mi w tym pomoże. To wielki biznesmen i na pewno nie zostawi mnie na lodzie. A gdybym wrócił do Polski, to chyba mógłbym spróbować swych sił jako komentator walk bokserskich w Polsacie. Prezes Zygmunt Solorz mówił kiedyś, że widzi mnie w takiej roli.

[b]A o polityce pan nie myślał? Mniej znani od pana zostają posłami, senatorami. Nie kusi to pana? [/b]

Ludzie z PSL już mnie namawiali. Jak powiesisz rękawice na kołku, to się odezwiemy – mówili. Jak się kiedyś odezwą, to się zastanowię. Ale nie wcześniej niż za kilka lat.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[mail=j.pindera@rp.pl]j.pindera@rp.pl[/mail][/i]

Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego