– To największa powódź od 1997 r. Do rekordu brakowało tylko 30 cm poziomu wody – przyznaje "Rz" Ryszard Gąsiorek, zastępca wójta 18-tysięcznego Kłodzka. W Kotlinie Kłodzkiej, gdzie krzyżują się cztery główne rzeki, powódź dotknęła 35 wsi – najbardziej Jaszkową Górną, gdzie w sobotę ewakuowano 20 rodzin i pobliskie Żelazno, ale także Szalejów Dolny i Wojciechowice. Władze Kłodzka w sobotę nad ranem wezwały do pracy wszystkich urzędników. Ruszyli w teren, by spisać straty. Raport liczy 35 stron. Wciąż brakuje wycen indywidualnych strat mieszkańców.

– Tylko w naszej gminie uszkodzonych jest ponad 40 mostów, zniszczone są kilometry drogi. Wstępnie straty liczymy na 42 mln zł, czego 30 mln zł to drogi – wymienia wicewójt. Ryszard Gąsiorek ma żal do starosty kłodzkiego, że w sobotę odwołał alarm powodziowy, by znowu go ogłosić po kilkunastu godzinach, o 18.30. – Przez to nie mogliśmy liczyć na pomoc powiatu, tylko sami na siebie – mówi rozgoryczony.

Sztab kryzysowy w starostwie kłodzkim działa, ale nie posiada informacji ani o stanie zniszczeń, ani o potrzebach mieszkańców. Wsie pomagają sobie same. Ewakuowanych mieszkańców Jaszkowej ulokowano w domu kultury, urzędnicy załatwili cysternę z wodą pitną, która rozwozi je po okolicznych domach. Strażacy i wojsko oczyszczają koryta rzek. Postawiono na nogi wszystkich strażaków ochotników. Od piątku w akcji brało udział 1,5 tys. osób.

Podobnie radzą sobie na Podbeskidziu, gdzie nad ranem w okolicach bielskiego Kaniowa i Bestwiny doszło do oberwania chmury, która podtopiła także Jasienicę i Międzyrzecze, w sumie ok. 250 domów. W gminach powoływano lokalne sztaby kryzysowe, działania koordynowali strażacy. – Prognozy dla nas nie są najlepsze. Ma padać. Pracujemy pełną parą – zapewnia Daniel Pietrucha, oficer dyżurny bielskiej straży pożarnej.

Stan alarmowy przekraczają rzeki w Małopolsce, na Podkarpaciu, Lubelszczyźnie, Mazowszu, w woj. opolskim i lubuskim. Synoptycy przewidują kolejne deszcze na Podkarpaciu. Intensywnie padać ma też na Śląsku i w Małopolsce.