Ta operacja nie jest aż tak kosztowna, jak się to niektórym wydaje. Polska ponosi tylko część wydatków związanych z naszą obecnością w Afganistanie. Koszty osobowe tej misji to w tym roku ok. 250 mln zł. Koszty dozbrojenia kontyngentu to w tym roku – 386 mln zł. Zatem w tegorocznym budżecie MON Afganistan stanowi ok. 636 mln zł, czyli niewielką część z ok. 22,5 mld zł przeznaczonych na obronność. Armii polskiej nie można dzielić na wojsko w Afganistanie i wojsko w kraju. Większy wysiłek finansowy na doposażenie kontyngentu musi iść w parze z lepszym wyposażeniem wojska w kraju. Armia ma przede wszystkim gwarantować bezpieczeństwo Polski w tym miejscu, gdzie nasz kraj się znajduje. Misje ekspedycyjne są dopiero na drugim miejscu.
[b]Czy na pewno wojsko w kraju na tym nie cierpi? Nie było w tym roku np. rekrutacji do szkół podoficerskich Wojsk Lądowych. Jak usłyszeli ci, którzy chcieli się tam uczyć – z braku pieniędzy. [/b]
Powodem wstrzymania naboru do szkół podoficerskich dwóch rodzajów sił zbrojnych był brak potrzeb. Mamy wystarczającą liczbę podoficerów w armii, która w ciągu ostatnich lat zmniejszyła się o prawie 50 tys. żołnierzy – ze 150 do 100 tysięcy. Nie ma powodu, by kształcić kogoś, dla kogo nie będzie miejsca w służbie. Zmienia się też struktura kadrowa armii. Za mało było w niej szeregowych. Dlatego staramy się pozyskać w pierwszej kolejności chętnych do korpusu szeregowych zawodowych.
[b]Było, o ile wiem, wielu kandydatów. [/b]
Owszem, mamy nadmiar ochotników. W ciągu ostatniego czasu przyjęliśmy do tzw. służby nadterminowej prawie 10 tys. żołnierzy z zasadniczej służby wojskowej. Oni w pierwszej kolejności stają się szeregowymi zawodowymi. Żeby jednak zaspokoić aspiracje ponad 20 tysięcy osób, które z cywila zgłosiły się do służby, zaproponowałem, aby trafiły one do Narodowych Sił Rezerwowych. Do końca 2010 r. chcemy mieć w nich do 10 tys. osób, a do końca 2011 – 20 tys. Przed tygodniem pan prezydent podpisał ustawę dotyczącą tej sprawy.
[b]Zapowiedź wielkości deficytu budżetowego na przyszły rok wstrząsnęła nami. Czy dla części zbrojeniówki, która już musi radzić sobie ze spadającymi zamówieniami wojska oznacza to upadek? W przyszłym roku resort obrony zamówi jeszcze mniej sprzętu niż w 2009 r.? [/b]
Zbrojeniówka, co może potwierdzić minister Michał Boni, ostatnio pozytywnie wypowiada się o resorcie obrony. Odsłoniliśmy przed przedstawicielami przemysłu obronnego plany na najbliższe 10 lat. Podczas rozmów przedstawiliśmy 14 programów uzbrojenia, które będą realizowane do roku 2018, a nawet dłużej. Umówiliśmy się też na regularne konsultacje, by zbrojeniówka miała jasną perspektywę, na którą może się orientować. Drugim powodem „ocieplenia” dialogu jest wywiązywanie się rządu ze złożonych latem deklaracji. Chodzi o skalę zamówień do końca przyszłego roku i program Agencji Rozwoju Przemysłu wspierający finansowo te zamówienia, na które nie było pokrycia z budżetu MON. To niebagatelna kwota 500 mln zł w tym roku i miliarda złotych w 2010. W dodatku przyszłoroczny budżet MON ma być lepszy niż tegoroczny. Zbrojeniówka ma powody do spokoju.
[b]Czy – podobnie jak Niemcy - nie powinniśmy zacząć rozmawiać o wycofaniu się z Afganistanu? [/b]
Elementem naszej strategii obecności w Afganistanie musi być sposób zakończenia misji. Ta „strategia wyjścia” musi się jednak opierać na kryteriach, których spełnienie pozwoli zakończyć tę operację. Jestem zwolennikiem zastosowania identycznych kryteriów jak te, którymi posługiwaliśmy się w Iraku. To przede wszystkim zdolność regionalnej i lokalnej administracji w prowincji Ghazni do skutecznego zarządzania nią. Ponadto armia afgańska, a zwłaszcza jej 3. Brygada, stacjonująca w Ghazni, musi zapewnić bezpieczeństwo obywatelom, a miejscowa policja – skutecznie dbać tam o porządek publiczny. Te kryteria da się zmierzyć i pokazać, co zostało zrobione. W ostatnim czasie na mapie prowincji Ghazni widać, że w niektórych jej rejonach – jak Giro i Karabach - zarządzanie się poprawia. Ale np. w dystrykcie Andar funkcjonowanie administracji się pogorszyło.
[b]Afganistanem trudniej sprawnie zarządzać niż Irakiem. [/b]
Rzeczywiście funkcjonowanie administracji lokalnej jest trudniejsze, bo Afganistan nie ma takich tradycji państwowych jak Irak. W prowincji Ghazni jest w tej chwili ok. 1600 policjantów i ok. 2600 żołnierzy afgańskich. To nie wystarczy, by spokojnie „odtrąbić” odwrót. Zwiększyliśmy liczbę zgrupowań naszych żołnierzy i żandarmów odpowiedzialnych za szkolenie tych sił. W czasie ostatniej rozmowy z gen. McChrystalem zgodziłem się, że nasi żołnierze muszą jak najwięcej współpracować z afgańskimi partnerami. To poprawia skuteczność działań bojowych. Podobnie było w Iraku.
[b]Brzmi to tak, jakby Afgańczycy nieustannie wymagali opieki. [/b]
Czeka ich jeszcze długa droga. Nie ma jednak innego sposobu niż doskonalenie ich umiejętności w trakcie szkolenia i w walce. Od tego, jak będą przygotowani, zależy możliwość naszego wyjścia z Afganistanu.
[b]Gotowe są ekspertyzy dotyczące przyszłości naszej misji. Jakie scenariusze przewidują? [/b]
Te opinie mówią o wymiarze wojskowym i politycznym naszej obecności w prowincji Ghazni. To tylko materiał wyjściowy do określenia stanowiska ministra obrony. Korzystam z tego, ale to, co przedstawię premierowi, będzie uwzględniać także warunki polityczne dalszej obecności Polski w Afganistanie. Opowiadam się za tym, byśmy uczestniczyli w tej misji tak długo, jak długo będzie ją prowadzić NATO. Według zasady - razem weszliśmy, razem wychodzimy. W NATO toczy się dyskusja także o tym, czy iść dotychczasowym tropem misji Sojuszu i określić stan końcowy, jaki trzeba osiągnąć, by wyjście wojsk sojuszniczych było możliwe czy też – jak często czyni Unia Europejska - określać datę końca obecności w danym rejonie. Przychylam się do pierwszego rozwiązania, bo w nim sformułowane są kryteria, które trzeba spełnić, by tę decyzję podjąć. Jedno jest pewne: nasza obecność w Afganistanie musi zakończyć się sukcesem.
[b]A jeśli to okaże się możliwe za 20 lat? [/b]
Nie chcę spekulować, jak długo potrwa misja w Afganistanie. Dla Iraku też przedstawiano czarne scenariusze. Rozmawiamy natomiast o tym, jak liczny powinien być nasz kontyngent. Na to pytanie odpowie strategia, nad którą w MON pracujemy. Liczą się dwa kryteria: ocena poziomu ryzyka i stan wyposażenia. Ewentualne zwiększenie kontyngentu zależy od nich obu, a jego zmniejszenie – od tego pierwszego. Gdyby zagrożenie dla naszych żołnierzy wzrastało, kontyngent należy zwiększyć. Na razie przedkładam Radzie Ministrów wniosek o kontynuowanie naszej obecności w Afganistanie w składzie 2000 żołnierzy plus 200-osobowy odwód w kraju. W tym roku najgorsze mamy już za sobą. Związane z wyborami prezydenckimi w Afganistanie natężenie incydentów zbrojnych zmniejszyło się. Pokazuje to statystyka. Zima to mniej działań wojskowych przeciwnika, co nie znaczy, że talibowie zapadają w sen. Odtwarzają swe zdolności militarne. My musimy zrobić to samo. Być może na przełomie lutego i marca, gdy aktywność przeciwnika wzrośnie, na ostatnie miesiące VI zmiany przerzucimy tam nasz odwód strategiczny. Pytanie, jaka ma być ostateczna wielkość kontyngentu, będzie dotyczyło dopiero kolejnej zmiany, a ta pojedzie do Afganistanu w kwietniu.
[b]Warto było zamieniać spokojną posadę w Parlamencie Europejskim na stanowisko szefa MON? [/b]
Pod względem finansowym - nie, bo pensja ministerialna jest dziś mniej więcej czterokrotnie niższa od wynagrodzenia poselskiego w Brukseli. Co więcej, odpowiedzialność ministra jest znacznie większa. Niemniej zarządzanie obronnością średniego kraju europejskiego i przeprowadzenie profesjonalizacji armii, której skutki będą odczuwalne przez dziesięciolecia, to bardzo poważne wyzwanie.