– Sądzę, że zabitych jest ponad 100 tysięcy – powiedział wczoraj CNN haitański premier Jean-Max Bellerive. Jak dodał, szacunek ten opiera na liczbie zniszczonych budynków. Prezydent Rene Preval mówił z kolei o „dziesiątkach tysięcy zabitych”. – Wciąż usiłuję ogarnąć myślami ogrom tego, co się stało – powiedział zszokowany.
Epicentrum wtorkowego wstrząsu o sile 7,3 stopnia w skali Richtera znajdowało się 10 – 16 kilometrów od stolicy Port-au-Prince. Centrum miasta zostało całkowicie zniszczone. Zawalił się budynek parlamentu i Pałac Prezydencki. W gruzach legły szpitale, kościoły, hotele, sklepy i budynki mieszkalne.
– To było straszne. W ziemi utworzyły się olbrzymie dziury, do których zsuwały się domy. Nikt nie mógł tego przeżyć – relacjonował Henry Bahn, urzędnik amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, przebywający z oficjalną wizytą w Port-au-Prince.
W mieście nie działają telefony stacjonarne i komórkowe, brakuje prądu i wody pitnej. Na ulicach leżą stosy pokrwawionych i zniekształconych zwłok. W wielu miejscach ludzie chodzą po martwych ciałach. Dziesiątki tysięcy mieszkańców zostały bez dachu nad głową. Wielu wciąż poszukuje swoich krewnych uwięzionych pod gruzami.
– Błagam, wyciągnij mnie, umieram! Mam ze sobą dwoje dzieci! – prosiła reportera Reutersa kobieta przysypana gruzami przedszkola w dzielnicy Canape-Vert.