Osiem dni po wstrząsach, które całkowicie zniszczyły Port-au-Prince i spowodowały śmierć co najmniej 75 tys. ludzi, na Haiti znów zatrzęsła się wczoraj ziemia. O szóstej rano w stolicy zaczęły chwiać się stojące jeszcze domy. Przestraszeni ludzie wybiegli na ulice. Epicentrum wstrząsów o sile 6 stopni w skali Richtera znajdowało się około 60 km od miasta. Nie ma doniesień o ofiarach, ale wrócił strach.
Haitańczycy, którzy mają dość życia w niepewności, przemocy i chaosu, decydują się na ucieczkę z kompletnie zniszczonego kraju. Najbliższym celem jest sąsiednia Dominikana. Przed przejściami granicznymi kłębią się tłumy. Zdesperowani ludzie co i rusz tracą cierpliwość i wśród wrzasków napierają na policjantów usiłujących utrzymać jaki taki porządek. Bardziej sprytni lub bogatsi omijają kolejkę dzięki łapówce. Na szosach prowadzących do granicy tworzą się gigantyczne korki. Kierowcy zdezelowanych aut bez przerwy trąbią, potęgując wrażenie chaosu.
Kolejki stoją też przed ambasadami USA i Kanady w Port-au-Prince. Tym, którzy nie mogą liczyć na legalny wyjazd, przemytnicy oferują przerzut do Ameryki Północnej bez wizy – na łodzi lub tratwie. Sekretarz bezpieczeństwa USA Janet Napolitano już wezwała Haitańczyków, by w żadnym razie nie podejmowali takich prób. – To bardzo niebezpieczna przeprawa. Ludzie tracili życie, ilekroć próbowali przebyć tę drogę. Nie utrudniajcie nam niesienia pomocy, próbując w ten sposób opuścić kraj – apelowała.
Największe szanse na szybkie wydostanie się z piekła mają dzieci. W szpitalu w Pittsburghu jest już grupa sierot przywiezionych z Haiti samolotami. Po gruntownym przebadaniu zostaną adoptowane przez amerykańskie rodziny. – 130 dzieci adoptowanych przez Francuzów przyleci wkrótce do Francji – zapowiedział szef MSZ w Paryżu Bernard Kouchner. Władze francuskie i haitańskie uzgodniły zredukowanie do minimum procedury adopcji. Holandia przyjmie 109 małych Haitańczyków. Wysłała po nich specjalny samolot. To kropla w morzu, bo już przed kataklizmem na Haiti w sierocińcach żyło niemal 400 tys. dzieci.
Haitańczycy pozostali w kraju walczą o przetrwanie. Poszkodowani podczas trzęsienia ziemi są coraz częściej celem ataków band, które kradną z ich domów wszystko, co nie uległo zniszczeniu. Ofiary organizują się więc, tworząc uzbrojone w maczety grupy “straży nocnej”, które stawiają opór bandytom. Policja zaleca strażnikom, by byli bezlitośni. – Jeśli nie będziecie ich zabijać, to wrócą – wołał przez megafon oficer objeżdżający autem Port-au-Prince.