Awans do półfinałów był sensacją, minimalna porażka z Holandią 2:3 też. Tabarez powtarzał, że jeśli już trzeba się pogodzić z porażką, to taką mógł sobie tylko wymarzyć. Do meczu o trzecie miejsce Urugwajczycy przystępowali, zapowiadając walkę do upadłego. Niemcy – przetrzebieni przez grypę i kontuzje – przyznawali, że o brąz za bardzo nie chce im się grać.
Trener Joachim Loew nie prowadził ostatnich treningów, kapitan Philipp Lahm oficjalnie nie grał z powodu przeziębienia, jednak podobno poinformował trenera o całkowitym braku motywacji do walki w tym spotkaniu. Zabrakło też Miroslava Klosego, który został ze swoimi 14 golami we wszystkich mundialach i wyprzedzającego go o jedno trafienie Ronaldo już raczej nie dogoni.
Nie było też Lukasa Podolskiego i Manuela Neuera, ale akurat bramkarz usiadł na ławce, by chociaż jeden mecz mundialu mógł rozegrać Hans-Joerg Butt.
Niemcy strzelili gola jako pierwsi, pokazując, że nawet jak im się nie chce, to i tak są groźni. Bohater meczu o trzecie miejsce sprzed czterech lat Bastian Schweinsteiger strzelił z daleka na bramkę Fernando Muslery, ten odbił piłkę przed siebie i Thomas Mueller nie miał problemów z dobitką. Muellera Niemcom w przegranym półfinale brakowało chyba najbardziej, a gdyby w bramce Urugwaju stał ktoś inny niż Muslera, drużyna mogłaby osiągnąć więcej.
Grający z kontuzją Diego Forlan szybko ustawił piłkę na środku boiska i zdecydowanymi gestami pokazywał kolegom, że nie wolno im się poddać. Niemcy się nie spodziewali, że piłkarzy Tabareza stać na tak wiele. Najpierw Edinson Cavani, a zaraz po przerwie sam Forlan wyprowadzili Urugwaj na prowadzenie. Nawet opanowany Tabarez skakał z radości na ławce rezerwowych.
Chory na grypę Joachim Loew (tym razem niebieski sweterek zakrywały marynarka i szalik) wyglądał bardzo niepewnie. To, czy przedłuży kontrakt z federacją, wielu interesowało bardziej niż wynik meczu. Loew zapowiedział, że nie będzie informował o swojej przyszłości jeszcze w RPA, ale wygląda na to, że chce to zrobić dość szybko, skoro Niemcy zdecydowali się wracać do Berlina w trakcie trwania finału – żeby nie tracić czasu.