Wystarczyło kilka dni nauki, aby mój syn nabawił się wszawicy – alarmuje pani Justyna, mama dziesięciolatka chodzącego do podstawówki na Bródnie. – Skarżył się, że swędzi go głowa. Gdy zajrzałam we włosy, zobaczyłam pełno małych „okazów”. Teraz cała rodzina przechodzi odpowiednią kurację, bo wszawica zaatakowała też młodszą córkę.
Podobny problem ma pan Bartosz ze Śródmieścia, tata gimnazjalistki. – Dostałem informację od wychowawcy, że w klasie jest wszawica. Żona sprawdziła włosy córki i rzeczywiście znalazła w nich wszy. Udało się je zlikwidować, ale boję się, że za kilka tygodni powrócą – opowiada. – Nie mam pewności, czy wszyscy rodzice zastosują odpowiednie leczenie.
[srodtytul]Inwazja intruzów[/srodtytul]
Pracownicy sanepidu przyznają, że wszawica dotyczy wielu stołecznych przedszkoli i podstawówek, a nawet gimnazjów. – Nasila się zwłaszcza po wakacjach. Dzieci wracają z kolonii czy obozów, a to miejsca, gdzie często panują dalekie od ideału warunki higieniczne – tłumaczy Wiesław Rozbicki z wojewódzkiego sanepidu.
– A w klasie wszawica rozprzestrzenia się błyskawicznie. Dziewczyny pożyczają sobie bluzki, czeszą się jednym grzebieniem, a na zajęciach WF-u rzucają wszystkie ubrania na jedną stertę – tłumaczy.