To prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjna depesza ujawniona przez WikiLeaks. Bardzo długa tajna lista sporządzona w lutym 2009 roku przez amerykańskich dyplomatów wymienia obiekty w różnych krajach kluczowe dla zdrowia obywateli USA, bezpieczeństwa ekonomicznego oraz bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. W Polsce jest to rurociąg Przyjaźń. Na liście znalazły się nie tylko rurociągi i sieci komunikacyjne, ale i podwodne kable, najważniejsze porty morskie, bliskowschodnie rafinerie, złoża kluczowych surowców energetycznych. Są też mniej oczywiste obiekty. W Danii to fabryka insuliny, w Australii – wytwórnia antidotum na jad węży, a w Kongu kopalnia kobaltu.
[srodtytul]Ściągawka terrorysty[/srodtytul]
Listę stworzono, by „zapobiec atakowi terrorystycznemu, odeprzeć go, zneutralizować lub złagodzić jego skutki” oraz skrócić czas reakcji na zamach i przyspieszyć proces odbudowy kluczowych obiektów. Zdaniem niektórych ekspertów ujawniona nota może się teraz stać listą celów dla terrorystów.
– Istnieją uzasadnione powody, dla których dokumenty są określane jako tajne. Na przykład wówczas, gdy zawierają informacje dotyczące najważniejszej infrastruktury i kluczowych surowców niezbędnych dla bezpieczeństwa każdego kraju – przekonywał asystent sekretarza stanu Philip Crowley, podkreślając, że opublikowanie takiej listy jest „nieodpowiedzialne”. Ujawnienie depeszy, w której wymienionych jest m.in. wiele instalacji znajdujących się na terenie Wielkiej Brytanii, stanowczo potępiły też władze w Londynie. – To dowód nieodpowiedzialności graniczącej z przestępstwem. To jest właśnie rodzaj informacji, które mogą zainteresować terrorystów – tłu- maczył w rozmowie z reporterem brytyjskiego dziennika „The Times” były szef dyplomacji Malcolm Rifkind.
Z tym zarzutem nie zgadzają się przedstawiciele WikiLeaks. – Wprawdzie dokument wymienia listę obiektów strategicznych na całym świecie, jednak nie ma w nim informacji o dokładnej lokalizacji, stosowanych zabezpieczeniach, słabych punktach ani podobnych rzeczy – chociaż ujawnia, że Stany Zjednoczone prosiły swych dyplomatów, by przysyłali raporty w tych sprawach – przekonuje rzeczniczka WikiLeaks Kristinn Hrafnsson. Zauważa też, że władze USA dały wcześniej dostęp do tej listy 2,5 mln osób, w tym wojskowym oraz kontrahentom amerykańskiego rządu.