45 proc. Polaków zagłosowałoby na PO, gdyby wybory odbyły się w ostatni weekend – wynika z sondażu GfK Polonia dla "Rz". PiS cieszy się sympatią 29 proc. badanych.
Poparcie dla obu partii utrzymuje się na tym poziomie od stycznia, kiedy to PO w stosunku do grudnia zanotowała 10-punktowy spadek, a PiS poprawiło swoje notowania o 4 pkt proc. Politolodzy zaznaczają jednak, że choć dystans między głównymi partiami się nie zmienia, ich sytuacja jest odmienna.
– Dla PO jest to stabilizacja po zmianie, a dla PiS długotrwała tendencja świadcząca o posiadaniu stałego elektoratu – ocenia Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. A Wawrzyniec Konarski ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Uniwersytetu Jagiellońskiego dodaje, że PiS po jesiennych turbulencjach i powstaniu PJN ma kryzys wewnętrzny za sobą, a PO – nie. – Jeżeli dojdzie w niej do zaostrzenia walki o władzę, partia nie utrzyma poparcia na obecnym poziomie – prognozuje. Na dodatek PiS – według Konarskiego – otwiera się na nowe środowiska naukowe, zapewniając sobie wsparcie intelektualne przed wyborami. – A Platforma traci to wsparcie m.in. za sprawą nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, której część środowiska mocno się sprzeciwia – zaznacza politolog.
Od października dwukrotnie wzrosło poparcie dla partii Grzegorza Napieralskiego (z 8 do 16 proc.). – Tendencja wzrostowa dla SLD nie ulega wątpliwości, choć nie jest to skutek jakiegoś wydarzenia czy światłych idei Napieralskiego – mówi Biskup. – Sojusz żywi się odpływem wyborców od PO. Szczególnie dotyczy to młodych ludzi, którzy cztery lata temu poparli Platformę, a dziś albo nie chcą w ogóle iść do wyborów, albo zwracają się ku lewicy.