Zarząd TVP jest stricte polityczny

Przegrałam na całej linii. Nie mogę już patrzeć na media publiczne – mówi Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO)

Publikacja: 21.04.2011 19:30

Zarząd TVP jest stricte polityczny

Foto: ROL

Platforma Obywatelska wykazała się chyba niebywałą hipokryzją?

Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), przewodnicząca Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu:

Dlaczego?

A sprawa mediów publicznych?

Nie wykazała się niebywałą hipokryzją. Platforma stara się trzymać od mediów publicznych nieco z oddali. Być może popełniła zupełnie inny błąd w tej sprawie.

To znaczy?

Może po prostu powinna wziąć przykład z innych ugrupowań politycznych, które absolutnie sobie nie wyobrażają odklejenia się od mediów publicznych.

Na przykład przy rekomendowaniu osób do rady nadzorczej TVP i Polskiego Radia SLD, a konkretnie [Stowarzyszenie] "Ordynacka", oraz PSL bardzo aktywnie promowały na poszczególnych uczelniach swoich kandydatów. Najprawdopodobniej także PiS. A Platforma tego nie robiła. I tak to się właśnie zrobiło.

Czyli co "się zrobiło"?

Rada nadzorcza TVP, zdominowana przez, jak widzę, partyjny sposób myślenia, dokonała wyboru zarządu. Który, przyznaję, jest zarządem stricte politycznym.

Stricte politycznym, a więc konkretnie jakim?

Zarówno pan Marian Zalewski, skądinąd człowiek bardzo sympatyczny, jak i Bogusław Piwowar, którego znam znacznie mniej, są z pierwszej linii frontu partyjnego. Jeden w PSL, drugi w SLD. Więc o czym my właściwie mówimy.

Zalewski jest na dodatek wiceministrem rolnictwa. Wyobraża pani sobie, co by się działo, gdyby PiS, kiedy miało władzę, wsadziło urzędującego ministra na wiceprezesa telewizji publicznej?

Przeczytałam ostatnio interesujący wywiad z Karolem Jakubowiczem, ekspertem. Jest on wielkim admiratorem telewizji publicznej, walczy o nią od lat. I teraz powiedział, że pozbył się już dwóch złudzeń. Że są jacyś apartyjni fachowcy. Faktycznie, w świecie mediów kręcą się osoby związane z określonymi poglądami, opcjami politycznymi.

A drugie złudzenie Jakubowicza?

Pozbył się też złudzeń, że metodami administracyjno-ustawowymi można te media odpolitycznić, bo wszystko tak naprawdę zależy od kultury politycznej. I tu całkowicie się z nim zgadzam.

Wielekroć w dyskusjach na temat mediów publicznych powtarzałam, że coś, co jest normą w świecie zachodnim, u nas się staje karykaturą tej normy. Normą inaczej.

W jakim sensie karykaturą?

Rzeczą normalną jest, że na Zachodzie prezydent, marszałek, premier, ministrowie desygnują swoich przedstawicieli do ogólnokrajowego regulatora rynku mediów.

Jakiego ogólnokrajowego regulatora?

W naszym przypadku jest to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Wracając do tego, co mówiłam przed chwilą – tam nie jest tak, że wybiera się szefa telewizji, po którym spodziewa się partyjnej lojalności. A już na pewno w świecie zachodnim dziennikarze nie pozwalają sobie na takie uleganie politycznym modom i nastrojom jak u nas. To jest rzeczywiście kwestia kultury politycznej.

I jeśli tak spojrzeć z tej perspektywy na to, co się w Polsce dzieje, to wydaje się, że nie ma jakiegoś cudownego środka na odpolitycznienie mediów.

Pamiętam pani wypowiedzi sprzed kilku miesięcy dla tv.rp.pl i "Rz". Mówiła pani wtedy, że protestuje przeciw upartyjnieniu mediów. I jeśli jako szefowej komisji zajmującej się mediami nie uda się pani tego przeciąć, jeśli nic się nie zmieni pod rządami PO, to pani odejdzie z partii i z polityki. I co?

Staram się rozdzielać winy po równo. Przyznaję, że PO ma także swoje za paznokciami. Ale to, co dalej się działo...

Czyli co?

Śledziłam decyzje podejmowane przez poszczególne uczelnie [według nowych przepisów rekomendujące kandydatów do rad nadzorczych]. I prawdę powiedziawszy, nie mogłam pojąć, dlaczego te uczelnie nie zdobyły się na wynalezienie kandydatów, którzy mogliby świetnie sprawdzić się w radach nadzorczych. Kandydaci okazali się po prostu nominatami takiej czy innej partii.

I pani mnie właściwie namawia, bym w ogóle odeszła z polityki.

Absolutnie nie. To pani taką deklarację złożyła, jeśli nie uda się pani odpolitycznienie mediów publicznych.

Chce pani wymusić na mnie deklarację, że przegrałam na całej linii?

Tak, przegrałam. Ale może przegrałam tylko tę bitwę. Cały czas wierzę, że przed nami rozmowa.

O czym?

Oczekuję bardzo poważnej dyskusji w Platformie o mediach publicznych. Ta dyskusja musi się odbyć. W węższym bądź szerszym gronie. I to jeszcze przed kampanią wyborczą.

Jednak chciałabym usłyszeć choć jeden głos o tym, co my chcemy. I jak chcemy te media urządzać. Od razu też powiem, że nie jest żadnym remedium przyjęcie ustawy nazywanej ustawą twórców. Bo w miejsce jednych niebezpieczeństw pojawiają się inne. Być może w tym dążeniu, by media publiczne były tak dominujące, jest właśnie przeszkoda.

Kto dąży do tego, by media publiczne były dominujące?

Wszystkie środowiska. Media publiczne na polskim rynku dominują. I to jest wskazywane jako wielkie osiągnięcie naszej demokracji.

A nie jest?

Być może byłoby to osiągnięcie polskiej demokracji, gdyby te media były rzeczywiście publiczne. Ale ponieważ są karykaturą publicznych, to to osiągnięcie przemienia się w antyosiągnięcie.

To co właściwie jest?

Naprawdę nie mogę już na to patrzeć.

Nie spełniają swojej edukacyjnej i kulturotwórczej roli. Są jakimś targowiskiem próżności. Przeciąganiem kołdry partyjnej. Nie wiem więc, czy media publiczne są instytucją, na której powinno nam aż tak bardzo zależeć. Żeby to ona rujnowała i wyznaczała nam standardy.

Co więc proponuje pani jako remedium? Sprywatyzować media publiczne?

Nie o to chodzi, by prywatyzować, przynajmniej nie do końca. Natomiast trzeba jasno określić zadania i obowiązki poszczególnych anten. Wydzielić z tego rynku część, jaką powinny spełniać media publiczne. I oczywiście finansować je tak, by się nie komercjalizowały w szaleńczym tempie. Rozliczać z zadań i dawać za to pieniądze. I tyle.

To jak ma więc być z tą prywatyzacją?

Nie jestem tak radykalna, by postulować dogłębną prywatyzację. Ale utrzymanie trzech ogólnopolskich programów telewizyjnych tworzy pokusę. Już dzisiaj słyszę, że szefem Jedynki będzie ktoś bardziej centrowy, a w Dwójce będzie reprezentant PSL. Natomiast w Trójce osoba z SLD. Przecież to jest straszne.

No straszne.

To model włoski, który prowadzi do wynaturzeń wykraczających poza świat medialny. Tyle lat próbuję – oczywiście nie sama – żeby model funkcjonowania mediów publicznych w Polsce naprawić. I nie udaje mi się. Może mam na tym punkcie jakiegoś hopla.

Platforma obiecywała, że będzie inaczej. Oszukaliście swoich wyborców?

Intencje PO nie podlegają, moim zdaniem, żadnej wątpliwości. Jeśli jednak zaczyna się to realizować inaczej, niż było w zamierzeniach, to tak się kończy, jak się teraz skończyło.

Może błędem, nawet grzechem pierworodnym, było wprowadzanie do KRRiT dwóch członków związanych z SLD, którzy przez wiele tygodni blokowali wszelkie decyzje personalne?

Było błędem. A co mam więcej powiedzieć?

Ale dlaczego tak się stało?

Nie wiem.

Kto o tym zdecydował? Marszałek Schetyna?

Nie wiem.

A jak pani widzi swoją rolę jako szefowej ważnej sejmowej komisji ds. mediów?

Gdyby komisja miała jakąś kontrolę nad tymi mediami, to być może byłaby zdrowsza sytuacja. Ale ja mogę zarządzić tylko jakieś posiedzenia informacyjne komisji. Prezesi, np. TVP, mogą przyjść. Ale jak nie będą chcieli, to nie przyjdą. Były już takie przypadki. Gdy przychodzili, to na mnie krzyczeli. Nie podaję nazwisk – uprzedzając pani pytanie – bo się nie skarżę. Mówię tylko o zjawisku.

To kto ma kontrolę nad mediami publicznymi?

Właściwe nie wiem, kto ma kontrolę. Krajowa Rada ma w bardzo ograniczonym zakresie. Po tym, gdy wybierze rady nadzorcze, nie ma raczej wpływu.

Jak to się ma do dzisiejszej sytuacji?


 

Jeśli prezesem rzeczywiście zostanie Juliusz Braun, to podniosą się głosy: przecież polityk, bo był posłem.

Był. Zarówno Unii Demokratycznej, jak i Unii Wolności. Przez kilka kadencji.

To, że ktoś był posłem, jeszcze nie jest powodem, by traktować go jak trędowatego.

Trędowatego pewnie nie, ale jako nieapolitycznego prezesa pewnie tak.

Nie zgadzam się. Z jakiego powodu jest kojarzony z PO? Dlatego, że go przygarnął minister Zdrojewski? Braun nigdy nie był w PO.

To chyba udajemy, że związki polityczno-towarzyskie nie istnieją. Jan Dworak jest jednym z najbliższych przyjaciół prezydenta. A on z kolei jest bardzo dobrym znajomym Brauna.

Ani jednemu, ani drugiemu nie można odmówić kompetencji. Jeśli się czegokolwiek boję, to tego, że Braun jest za miękki na tę firmę. A nie tego, że będzie ulegał politycznym wpływom.

Chyba Włodzimierz Czarzasty i "Ordynacka" ograły PO, która zaakceptowała ten wybór. Przecież gdy Braun był szefem KRRiT, a Czarzasty sekretarzem, to wszystkie nitki władzy chyba trzymał ten ostatni.

Nie chcę już komentować roli pana Czarzastego w życiu publicznym, bo to, zdaje się, dodaje mu splendoru.

Będzie pani kandydować na posła w najbliższych wyborach?

Tak.

Jednak? Mimo wszystko?

Mam nadzieję, że dzień, w którym stracę wiarę, że coś się da zmienić, poprawić, będzie dniem mojego pogrzebu.

—rozmawiała Małgorzata Subotić

Platforma Obywatelska wykazała się chyba niebywałą hipokryzją?

Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), przewodnicząca Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!