Kontrole Straży Marszałkowskiej stały się szczelniejsze po styczniowej prowokacji programu „Po prostu" w TVP. Jeden z dziennikarzy wniósł wówczas tylnymi drzwiami do Sejmu środki chemiczne potrzebne do skonstruowania bomby. Pojawił się m.in. na galerii sali obrad plenarnych oraz na konferencji szefa SLD Leszka Millera.
Po prowokacji marszałek Ewa Kopacz przeprowadziła rozmowę z funkcjonariuszami. Niektórzy dostali nagany. Rozmowa podziałała mobilizująco na funkcjonariuszy, którzy uszczelnili ochronę. Do wszystkich pracowników Kancelarii Sejmu trafiło m.in. przypomnienie mówiące o tym, by imienne identyfikatory nosili zawsze w widocznym miejscu.
Obecnie w Sejmie służy około 150 funkcjonariuszy. W dużej mierze pełnią funkcje reprezentacyjne, a w wewnętrznych przepisach zawarto nawet listę polityków, którym mają salutować. Do potencjalnego zagrożenia muszą stawać z gołymi rękami. Choć przysługuje im broń, jest im wydawana tylko podczas konwojów, m.in. środków pieniężnych.
Jak ustaliła „Rz", Kancelaria Sejmu wprowadziła zmiany, które mają usprawnić działanie funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej. Mają też dostać większe uprawnienia dotyczące korzystania ze środków przymusu bezpośredniego.
Więcej szczegółów w piątkowym wydaniu „Rz"