Wyprawa Tybet 2013. Szczęście i pech Astrachania

Publikacja: 27.08.2013 21:49

Astrachań, Sobór Uspieński

Astrachań, Sobór Uspieński

Foto: DISCOVER 4X4

27 sierpnia 2013, nocą w stronę Soczi

stan licznika: 18 420 km

Więcej o wyprawie Tybet 2013 i poprzednie odcinki relacji

Astrachań był i jest europejską i rosyjską wyspą i rubieżą. Także dla nas ;-)

Kawior z bieługi lub z jesiotra kosztuje tyle co cała nasza do Tybetu pielgrzymka. Więc wieczorem, gdy do Astrachania dotarliśmy nie poszaleliśmy. Poprzestaliśmy na czerwonym, łososiowym. Z blinami świetny! Szczególnie jako zakąska dobrze zmrożonej odpowiedniej substancji płynnej. A zupa z jesiotra (czyli ucha – i nie chodzi o jesiotrowe ucho) wprost poezja. W dodatku gdy specjały takie spożywa się na statku, a dokładniej rzecz biorąc w restauracji ulokowanej na statku wołżańskiej floty, trudno nie być szczęśliwym. Więc przez długi wieczór byliśmy...

W zasadzie powinniśmy sobie doliczyć kolejne metry przewyższenia, bo jesteśmy... jakby pod wodą. Astrachań i cała delta Wołgi leży w depresji, jakieś trzydzieści metrów poniżej poziomu morza. Wyjątkowość astrachańska to także „wyspowość". W delcie wielu odnóg Wołgi to nic oryginalnego. Geograficznie. Ale politycznie, etnicznie Astrachań też jest wyspą. Na południu Morze Kaspijskie i jego narody. Na wschodzie muzułmański Kazachstan. Na zachodzie Kałmucja. Również islamska. A ciut dalej Tatarzy, Dagestańczycy, Czerkiesi, Czeczeni... Astrachań jest więc jak przed pięciuset laty stanicą strzegącą ujścia matki wszystkich rosyjskich rzek, Wołgi. I w rozmowach z poznanymi tu mieszkańcami czuje się atmosferę trwania na straży tego co Rosjanie rozumieją za rosyjskość i europejskość. Czuje się też niechęć (wcale nie skrywaną) do wszystkiego co nierosyjskie.

Astrachań miał szczęście. Nie niszczyły go wojny. Ma więc charakter, styl, jest wyjątkowy. Kupieckie domy, faktorie, fabryki, miejska infrastruktura przetrwały, urbanistyki nikt na siłę nie zmieniał, odnogi i kanały wołżańskie dzielą śródmieście na logiczne całości. Spaceruje się tu z ciekawością i satysfakcją. Roponośna prosperity jeszcze przed rewolucją panów Lenina i Trockiego dała Astrachaniowi wielkie chwile. Kreml maja tu znaczny, bardziej przypomina kresową fortalicję niż ten moskiewski.

Ale Astrachań ma też pecha. Bo potem już było tylko gorzej. 70 lat przerwy w prawach własności prywatnej doprowadziło tutejsze domy do ruiny. Mieszkańcy, którzy właścicielami nieruchomości się nie czuli, o budynki nie dbali. Stary Astrachań więc jest zniszczony, odrapany, niezdarnie połatany. Zabytkowość stała się przekleństwem. Dla turysty tutejsze podwórka są ciekawsze i „piękniejsze" niż stara Hawana, Lizbona, czy Wenecja. Astrachanie jednak złorzeczą na swój zrujnowany los. Sobory na kremlu jednak pieczołowicie odbudowują, choć nadal nad kremlowskim wejściem stosowna tablica przypomina przybyszom nie o religijnym charakterze miejsca, ale o tym który pułk tu stacjonował i że stąd doszedł do Berlina.

Skoro jednak w Astrachaniu zamieszkać na stałe nie zamierzamy – a szkoda, bo kobiety i kuchnia są tu rozmaite i wspaniałe – podobało nam się niezmiernie i niezmiennie. Dlatego już po raz trzeci właśnie tędy do Europy wracamy.

Dalsza podróż wiodła nami przez Kałmucję, o której powiedzieć cokolwiek jest trudno, gdyż znów toczy się człek po stepie. A na stepie, wiadomo, nic, nic, nic... tylko czasami kilka owiec lub zapomniany cmentarzyk... I garść informacji zdobytych... przy drodze. Szachów na przykład uczą w Kałmucji dzieci w szkołach obowiązkowo. Rachunek prawdopodobieństwa tez nie jest im obcy, bo łucznicy na pomnikach (dość powszechnych) strzelają kilkoma strzałami jednocześnie. Pytałem, to wiem (choć nie do końca wierzę), że chodzi o to, że któraś na pewno trafi. Natomiast bez pudła trafia zawsze drogówka! „Suszarkami" o zasięgu 1000 metrów. W stepie czynność raczej prosta.

Z każdym bowiem kilometrem w stronę Stawropolskiego Kraju i Kaukazu jest coraz więcej coraz srożej uzbrojonej policji. Tradycyjnie więc kilka razy nas zatrzymano, przepytano i pozbawiono kilku drobnych przedmiotów, bo policjant tutejszej drogówki zaczyna rozmowę od: podarki masz? To daj! No więc dawaliśmy... Samochodowe i turystyczne gadżety. Ale lepsze to niż płacić mandaty za domniemane lub rzeczywiste winy.

Pojechaliśmy w stronę czarnomorskiego kurortu Soczi. Nocą, żeby zaoszczędzić czasu. Więc Kubań oglądaliśmy tylko na mapie, na benzynowych stacjach i z perspektywy przydrożnych knajpek.

Szczegóły na www.rp.pl/Tybet2013 oraz na stronie www.discover4x4.com.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!