Ponieważ pytano często Lecha Kaczyńskiego, czemu akurat nam powierzył zadanie wybudowania Muzeum Powstania Warszawskiego, ja mu zaproponowałem, aby odpowiadał anegdotą o jubilerze, który, mając do przecięcia największy, drogocenny diament, wezwał mało doświadczonego subiekta. „Dlaczego akurat ja?" – pyta już po wykonanej robocie subiekt. „Mnie by ręka zadrżała, bo wiem, ile to kosztuje" – odpowiada jubiler. Prezydent kupił anegdotę, bo myślę, że trafiła w punkt. Lech Kaczyński dał nam, subiektom, ów diament, licząc na naszą młodość, energię i brak obciążeń – wspomina Jan Ołdakowski, dyrektor muzeum.
60 lat trzeba było czekać na jego otwarcie. Po wojnie „władza ludowa" na wszelkie sposoby próbowała zniszczyć pragnienie wolności, którego wyrazem stało się powstanie. W latach stalinowskiego terroru żołnierze AK siedzieli w więzieniach, traktowani byli jak „wrogowie publiczni". Po 1956 roku, gdy bramy więzień otwarto, zmieniło się tylko tyle, że pozwolono honorować ich zasługi w walce z niemieckim okupantem. Można było składać kwiaty na Cmentarzu Powązkowskim przy pomniku Gloria Victis, przez długie lata jedynym miejscu w Warszawie, gdzie powstańcy czuli się jak u siebie. Poza tym zapraszano ich na zamknięte akademie, przyznawano ordery i zapomogi. Zmową milczenia otaczano natomiast cel, o który walczyli. Wolno było czcić powstańców, ale nie powstanie, czyli wolną Polskę.
Nadzieja zaświtała po strajkach sierpniowych i rejestracji NSZZ „Solidarność". Polacy upomnieli się wówczas o prawdę i 1 lipca 1981 roku powołano Społeczny Komitet Budowy Muzeum Powstania Warszawskiego. Działał – jak na ówczesne warunki – sprawnie, przy ulicy Bielańskiej 10, gdzie znajdowała się powstańcza reduta. Ogłoszono społeczną zbiórkę eksponatów, które miały w przyszłości zapełnić sale muzeum. Mimo ograniczonego zaufania i bolesnych doświadczeń z przeszłości, w krótkim czasie zgromadzono około 600 przedmiotów, które tymczasowo przekazano Muzeum Historycznemu m.st. Warszawy.
Dwadzieścia lat prowizorki
Po wprowadzeniu stanu wojennego komitet się rozwiązał, bo jego członkowie odmówili wejścia w struktury ZBOWiD. Komisaryczny prezydent Warszawy, generał Mieczysław Dębicki co prawda powołał do życia Muzeum i Archiwum Powstania Warszawskiego w ramach Muzeum Historycznego, ale było to posunięcie czysto propagandowe. Mimo szumnej nazwy MiAPW zajmowało dwa ciasne pokoiki, a zbiory spoczywały pod kluczem w magazynach przy Rynku Starego Miasta. W Muzeum i Archiwum pracowały trzy osoby. Niestety, taka prowizorka trwała okrągłe 20 lat.
Gdy nastała wolność, na terenie powstańczej reduty przy Bielańskiej, w budynku, gdzie miały stać muzealne gabloty, swoje linie produkcyjne miała już firma Polcolor. Na kolejną dekadę los Muzeum Powstania Warszawskiego spoczął w rękach Antoniego Feldona, właściciela spółki Reduta, która zakupiła od Polcoloru nieruchomość przy Bielańskiej. 31 lipca 1994 roku – podczas obchodów 50. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego – uroczyście wmurowano tam kamień pod budowę muzeum. Ale 80 milionów zarezerwowane na ten cel miasto wolało zainwestować „w przyszłość", czyli budowę metra. Co do muzeum przy Bielańskiej – testowano różne opcje, budowę zmieniono na nadbudowę, dzierżawcę uwłaszczono, licząc, że zaangażuje się w inwestycję, ale wszystko to nie dało efektu i wraz z nastaniem XXI wieku zaczęto – wreszcie – rozglądać się za nową lokalizacją.