Cisza wyborcza obowiązuje w Polsce od 1991 r. Mimo to w trakcie każdych wyborów występują setki incydentów związanych z jej łamaniem. Nie inaczej było w przypadku niedzielnej elekcji samorządowej.
Od północy w niedzielę do wczesnych godzin porannych policja odnotowała 137 naruszeń, a z każdą godziną ta liczba rosła. Większość przypadków polegała na zrywaniu lub wieszaniu nowych plakatów. W Opolu za takie działania zatrzymano pięć osób. Były jednak poważniejsze incydenty. W sobotę w Żywcu lokalna telewizja wyemitowała spot burmistrza tego miasta.
Wszystkimi zgłoszonymi nieprawidłowościami zajmuje się policja. Państwowa Komisja Wyborcza w specjalnym oświadczeniu stwierdziła, że nie ma instrumentów prawnych pozwalających reagować na przypadki łamania ciszy.
W internecie cisza niemal nie istnieje, a PKW ani służby policyjne nie są w stanie nic zrobić. W wielu przypadkach użytkownicy Twittera informowali swoich kandydatów o oddaniu na nich głosu. Ale najdobitniejszym przykładem, jak nieżyciowe są przepisy o ciszy wyborczej, są tzw. doniesienia z bazaru.
Za publikację przecieków z sondaży wyborczych grozi grzywna nawet do miliona złotych. Internauci od kilku lat uciekają się więc do aluzji. Najpopularniejsze jest nazewnictwo rodem z targu warzywnego, gdzie każdy plon łatwo połączyć z daną partią, a cenę towaru z wynikiem wyborczym.