Hiszpania nigdy nie miała kobiety-premiera, podobnie jak Włochy. Ale nawet we Francji, ojczyźnie praw człowieka, Francuzka tylko raz kierowała rządem, i to bardzo krótko: Edith Cresson między majem 1991 r. i kwietniem 1992 r. Nigdy też kobieta nie była prezydentem, a to on w systemie V Republiki ma najwięcej władzy.
We współczesnej Europie wyjątkową pozycję osiągnęły dwie kobiety: Margaret Thatcher i Angela Merkel. Tyle że każda z nich jest w swoim kraju wyjątkiem: szanse, aby w Niemczech rządem kierowała znowu kobieta, są niewielkie, a w Wielkiej Brytanii jeszcze mniejsze.
– Thatcher była pod każdym względem zupełnie nadzwyczajną indywidualnością i tylko dlatego doszła tak wysoko. Ale nigdy nie forsowała praw kobiet, nie była feministką. Opuściła Downing Street ćwierć wieku temu i od tego czasu żadna inna kobieta nawet nie zbliżyła się do jej pozycji – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Andrew Russell, dyrektor Katedry Politologii na Uniwersytecie w Manchester.
I rzeczywiście, dziś największą damską karierę w brytyjskiej polityce robi Nicola Sturgeon, pierwsza minister autonomicznego rządu Szkocji. Ale już w Londynie najwięcej władzy wśród pań ma szefowa resortu spraw wewnętrznych Theresa May.
– Brytyjska elita kształtuje się bardzo wcześnie, poprzez ekskluzywne szkoły średnie, np. Eton. Tam chłopcy, a potem mężczyźni, trzymają się razem, kobiet nie dopuszczają. Małżeństwa homoseksualne czy legalizację eutanazji, wprowadzić było o wiele łatwiej, bo na nich zasadniczo nikt nie tracił – dodaje prof. Russell.