Nieograniczony dostęp do dokumentów mieli w latach 80. także jego zaufani oficerowie. Chodzi np. o zmarłego w 2015 roku gen. Władysława Pożogę, który był pierwszym zastępcą Kiszczaka. Za działania operacyjne bezpieki odpowiadali w tym czasie gen. Konrad Straszewski (1981–1983) oraz zmarły w zeszłym roku gen. Stefan Stochaj (1983–1990).

W hierarchii dostępu do kwitów najwyżej jednak byli także szefowie SB gen. Władysław Ciastoń (1981–1986) oraz gen. Henryk Dankowski (1986–1989). Operacja niszczenia akt SB z polecenia Kiszczaka rozpoczęta pod koniec lat 80., była realizowana właśnie przez Dankowskiego. Pierwszy dowód na to, że Kiszczak nie tylko niszczył, ale także kolekcjonował kwity, przyszedł w 1999 r. Z okazji dziesiątej rocznicy Okrągłego Stołu, generał ujawnił swe prywatne nagrania z Magdalenki, gdzie przedstawiciele opozycji spotykali się z władzą przy suto zastawionych stołach. Nieżyjący już poseł PO Konstanty Miodowicz, były szef Zarządu Kontrwywiadu UOP, stwierdził wówczas, że dokumentów wyniesionych przez funkcjonariuszy jest bardzo dużo, a wiele z nich kupiły obce służby, przede wszystkim rosyjskie.

Pamiętać należy, że dokumenty mogli wynosić oficerowi niżsi rangą. Jak wspominał – także nieżyjący już – pierwszy szef MSW z nadania „Solidarności" Krzysztof Kozłowski, w PRL nie istniało archiwum służb specjalnych. – Było tylko miejsce, gdzie składano dokumenty, tzw. Biuro „C". Tysiące oficerów SB czy milicji mogło z niego brać, co chciało —twierdził.