Na pierwszy rzut oka polska scena polityczna wydaje się niewiarygodnie stabilna. Zza sondaży poparcia dla partii politycznych nie widać żadnych istotnych pęknięć. W ostatnio opublikowanych badaniach opinii publicznej Prawo i Sprawiedliwość znokautowało konkurentów. Partia Jarosława Kaczyńskiego od dwóch lat utrzymuje poparcie bliskie poziomu z 2015 roku, jednak ostatnio sięgnęła aż 40 proc. „Jeszcze nigdy opozycja liberalna nie była tak słaba” – skomentowano wyniki Platformy (21 proc.) i Nowoczesnej (6 proc.).
Scenę polityczną III RP tradycyjnie opisujemy w kategoriach „my – oni”. Genetycznie bipolarna wizja polityki po 1989 roku wywodzi się z czasów opozycyjnych, jakkolwiek historycy bez wahania wskażą starsze punkty odniesienia (biali – czerwoni, romantycy – pozytywiści, sanacja – opozycja itd.).
Oglądanie polityki przez czarno-białe okulary nie pozwala na zakorzenienie się nad Wisłą jakiejkolwiek praktyki pluralizmu. Możemy raczej zapomnieć o „wielkich koalicjach”, które stanowią podstawę stabilnych reform międzypokoleniowych w wielu innych państwach. Tu i teraz taki opis sceny politycznej nie pozwala zrozumieć ani wydarzeń gorącego lata, ani tego, co za moment przyniesie jesień.
Rząd zaślepiony
Euforia sondażowa po stronie PiS jest pouczająca. W ciągu ostatnich dwóch lat PiS nie przeżył takich turbulencji, jak przy okazji wet prezydenta. Natychmiast pękła narracja o „dwóch monolitach”. Od „agentów” zaczęto wyzywać osoby z własnego obozu. Zakwitły teorie spiskowe świadczące o skrywanych talentach poetyckich. Pierwszy raz zakulisowe rozgrywki na prawicy zamieniły się w publiczną wymianę ciosów. Jasne stało się, że w lipcu 2017 roku PiS podzielony jest na prawicę umiarkowaną i rewolucyjną, i że ten podział sięga o wiele głębiej, niż sądziła opozycja. Pamiętajmy, że większość polityków PO była zdumiona zachowaniem Dudy. W PO i Nowoczesnej w pośpiechu klecono „sensowne” interpretacje wydarzeń.
Wewnętrzny podział na prawicy narasta od dłuższego czasu. W chwili kryzysu objął tygodniki, środowiska, autorytety. Niechęć budziła nie tylko próba zagarnięcia ogromnej władzy przez ministra sprawiedliwości pod pretekstem reformy. Irytował fakt, że samo zadawanie pytań o styl czy meritum reformy część obozu PiS potraktowała jako zdradę (bez cudzysłowu). Umiarkowana prawica stanęła wobec wyboru: posłuszeństwo wobec linii partyjnej w imię haseł skierowanych przeciw III RP czy postawienie państwa ponad interesem partii. Oraz kierowanie się własnym osądem, o czym tyle pisano w trakcie kampanii 2015.