Były minister obrony od dawna narzuca ton narracji w PiS w sprawie przyczyn tragedii smoleńskiej. Ostro atakuje nie tylko zwolenników ustaleń komisji Jerzego Millera, ale też nadzorowaną przez Zbigniewa Ziobrę prokuraturę, która stara się na nowo wyjaśnić okoliczności tego zdarzenia.
Kierowana przez Macierewicza podkomisja nie przedstawi jednak ostatecznego raportu na temat przyczyn śmierci członków delegacji prezydenckiej, którzy 10 kwietnia 2010 r. lecieli do Katynia. Być może pokaże tzw. raport techniczny, który nie wskaże winnych katastrofy, ale w tle najpewniej pojawi się teoria zamachowa.
Tymczasem w tym samym czasie, ale bez zbytniego rozgłosu, dotrzeć do prawdy starają się śledczy z Prokuratury Krajowej. W poprzednim tygodniu zorganizowali spotkanie z grupą międzynarodowych ekspertów, którzy wcześniej brali udział w badaniu wielu najgłośniejszych katastrof lotniczych, m.in. amerykańskiego boeinga nad Lockerbie w Szkocji w 1988 r., promu kosmicznego Columbia w 2003 roku, zniszczenia malezyjskiego boeinga nad Ukrainą w 2014 r. czy niemieckiego airbusa we francuskich Alpach w 2015 r.
Śledczy zaprezentowali im dotychczasowe ustalenia. Ale czy pokazali też opinię zespołu biegłych z 2015 r., na czele którego stał płk pilot dr inż. Antoni Milkiewicz, który opisał wypadek samolotu, a nie zamach?
Ta próba racjonalnego wyjaśnienia wszelkich okoliczności (o ile mogą jeszcze być takie, których nie zbadała komisja Millera) natychmiast spotkała się z atakiem środowiska bliskiego Macierewiczowi. W mediach mu sprzyjających niektórzy eksperci prokuratury uznani zostali niemal za agentów Kremla.