Celem rozpoczętej w nocy z piątku na sobotę operacji jest zdobycie miasta Mardżah, głównego bastionów rebeliantów w prowincji Helmand. To stamtąd talibowie kierowali atakami na wojska ISAF, a także przemytem narkotyków, z którego finansują rebelię.
Jak poinformował jeden z dowódców talibów Qari Fazluddin, zamieszkanego przez 80 tys. ludzi miasta będzie bronić około 2 tysięcy bojowników. Afgańskie władze wzywały rebeliantów do złożenia broni, ci jednak zapowiadali, że będą walczyć do ostatniej kropli krwi. – Jesteśmy przygotowani – mówił rzecznik talibów.
Ofensywie nadano kryptonim “Musztarak”, co w języku Dari oznacza “razem”, aby pokazać rebeliantom, że przeciwko nim są nie tylko obce wojska, ale i Afgańczycy. W operacji bierze udział 5 tysięcy Amerykanów i 1,5 tysiąca żołnierzy afgańskiej armii. W piątek z samolotów rozrzucono ulotki z wezwaniem do cywilów, aby nie pomagali rebeliantom i nie udzielali im schronienia. Dowództwo USA specjalnie od tygodni nagłaśniało przygotowania do szturmu.
– Chodziło m.in. o to, aby uprzedzić cywilów i dać im szansę na opuszczenie miasta. Głównym czynnikiem, który wywołuje niechęć do wojsk zachodnich w Afganistanie, są bowiem ofiary wśród ludności cywilnej. Chodziło też o pokaz siły i skłonienie talibów do wycofania się z miasta – mówi “Rz” Kim Barker z Council on Foreign Relations w Waszyngtonie.
Pierwsze oddziały amerykańskich żołnierzy przetransportowano helikopterami prosto do centrum miasta. Wyposażeni w noktowizory komandosi mieli zlikwidować posterunki talibów i umożliwić szturm kolejnych jednostek.