Wszyscy ludzie prezydenta

W przeciwieństwie do Nixona i Busha seniora, Obama nie będzie forsował swojej wielkiej wizji świata. Nowi szefowie resortów dyplomacji i obrony mogą więc prezentować się jako idealiści na konferencjach prasowych, w praktyce będą jednak realistami – prognozuje główny analityk ds. geopolitycznych Stratfor

Publikacja: 10.01.2013 18:46

Robert D. Kaplan

Robert D. Kaplan

Foto: CNAS.ORG

Red

Prezydenci definiują samych siebie poprzez ludzi, których nominują na najwyższe stanowiska. Na szczycie waszyngtońskich elit osobistości liczą się bowiem o wiele bardziej niż systemy biurokratyczne. Ta reguła sprawdza się zwłaszcza podczas drugiej kadencji. Prezydenci nie muszą już wówczas aż tak pilnie śledzić sondaży, co zarówno im samym, jak i mianowanym przez nich osobom daje więcej swobody.

Obama prawie jak Bush

O polityce zagranicznej z czasów pierwszej kadencji prezydenta Baracka Obamy można opowiedzieć, przedstawiając trzy postacie: byłego sekretarza obrony Roberta Gatesa, sekretarz stanu Hillary Clinton oraz byłego specjalnego wysłannika ds. Afganistanu i Pakistanu Richarda Holbrooke’a.

Anglojęzyczna wersja artykułu na www.stratfor.com

Gates – republikański realista – dominował podczas pierwszych dwóch lat kadencji. To on sprawił, że Obama nie prowadził „miękkiej” polityki, jaką podobno skłonni są prowadzić demokraci. Więzienie w Guantanamo Bay nadal było otwarte, nie spieszono się z wycofywaniem z Iraku, w szybkim tempie rozwijała się operacja likwidowania członków Al-Kaidy, itd. Innymi słowy – odkładając na bok retorykę – pierwsze dwa lata prezydentury Obamy nie różniły się znacząco od ostatnich dwóch lat rządów George’a W. Busha.


Clinton, mianując swoich ludzi w Departamencie Stanu – takich jak asystent sekretarz stanu ds. Azji Wschodniej i Pacyfiku Kurt Campbell – zwróciła główną uwagę amerykańskiej dyplomacji na

Ocean Spokojny

, choć w erze Busha polityka zagraniczna USA skupiała się

na wojnach bliskowschodnich

.

Za najważniejszego bohatera tej opowieści o dyplomacji można jednak uznać Holbrooke’a – niezwykłą osobistość, która została totalnie zignorowana. To podkopywanie Holbrooke’a właściwie zdefiniowało pierwszą kadencję Baracka Obamy. Nieustannie lobbował on za agresywnym, zorientowanym na wynik, dyplomatycznym podejściem do Iranu, Afganistanu i Pakistanu. Krzyżując plany Holbrooke’owi, tacy doradcy w Białym Domu jak Tom Donnelly, dawali do zrozumienia, że – w przeciwieństwie do Richarda Nixona czy George’a H. W. Busha – Obama, choć jest praktyczny i twardy, nie jest politykiem, który podejmie ryzyko, aby zrealizować swoją wielką wizję świata.

Niepodzielnie panujący pragmatyzm

Sądząc po nowo nominowanych osobach, druga kadencja Obamy będzie podobna do pierwszej. Nawet jeśli członkowie administracji nabiorą nieco apetytu na ryzykowne inicjatywy: dyplomatyczne, militarne czy inne, to pragmatyzm będzie panował niepodzielnie.

Pamięć o Holokauście musi odgrywać rolę w polityce zagranicznej, ale jednocześnie nie może ona definiować dyplomacji

Niektórzy w mediach ochrzcili wprawdzie desygnowanego na sekretarza stanu Johna Kerry’ego mianem śmiałego. To jednak bzdura. Dyplomacja dla samej dyplomacji – a to na razie specjalność Kerry’ego – nie jest śmiałością. Śmiałością jest raczej wspieranie dyplomacji za pomocą groźby użycia siły lub użycia jej w jakiejś formie w celu realizacji szerszej strategii.

Z kolei nominowany na nowego sekretarza obrony były senator z Nebraski Chuck Hagel reprezentuje tę samą, pozbawioną ideologii „szkołę środka” jak Gates i obecny sekretarz obrony Leon Panetta. To umiarkowany republikanin, któremu obecnie bliżej do demokratów (wyróżnia go to, że – co w Waszyngtonie niezwykłe – on mówi to, co myśli). Michele Flournoy – którą Obama nominuje zapewne na to stanowisko, jeśli Hagel jednak przepadnie podczas głosowania w Senacie – jest zaś umiarkowaną demokratką, spokrewnioną z rządzącym w połowie XX wieku republikańskim prezydentem Dwightem Eisenhowerem.

W Pentagonie największy nacisk położony więc będzie na sprytne cięcie kosztów, wycofanie się z kosztownego i nieopłacalnego konfliktu w Afganistanie, a także na unikanie – chyba że będzie to już absolutnie konieczne – ataku na Iran.
W tej ostatniej sprawie pomocne będzie też samo wojsko. Nowy sekretarz obrony i Obama powiedzą – w imieniu generałów – że armia nie może zagwarantować sukcesu takiej operacji, ponieważ – jak głosi frazes – przeciwnik też ma głos. A przecież nie sposób ostatecznie przewidzieć, jak Irańczycy zareagują na amerykański atak.

Najpierw interesy,  potem wartości

Te nominacje potwierdzają analizę Stratforu dotyczącą Bliskiego Wschodu, który w związku z dywersyfikacją źródeł energii staje się powoli coraz mniej istotny dla rządu USA i na którym – niezależnie od tego, co władze w Waszyngtonie robią i czego nie robią – Ameryka znaczy mniej niż się w Waszyngtonie wydaje. Nowi ludzie Obamy będą nadzwyczaj niechętni do wszczynania jakiś nowych awantur. Wydaje się, że Obama intuicyjnie wyczuwa taką postawę i w ten właśnie sposób dobiera sobie ludzi.

Oczywiście, ważne jest też otoczenie, z którego wywodzą się poszczególne osoby. Holbrooke – który zawsze energicznie przeciwstawiał się jakimkolwiek podziałom etnicznym, geograficznym czy historycznym – był postacią ukochaną przez dziennikarzy intelektualistów ze Wschodniego Wybrzeża. Mimo to Obama ignorował jego argumenty.

Elita intelektualna Wschodniego Wybrzeża USA

faktycznie wierzy, że polityka zagraniczna to część studiów nad Holokaustem, podczas których prezydent jest oceniany na podstawie swojej gotowości do podejmowania interwencji, stając w konfliktach po stronie niewinnych cywilów. I chociaż prawdą jest, że pamięć o Holokauście musi odgrywać rolę w polityce zagranicznej, to jednocześnie nie może ona definiować dyplomacji. Polityka zagraniczna to przede wszystkim walka o przestrzeń i władzę, podczas której porządek ma pierwszeństwo nad wolnością, a interesy górują nad wartościami. Tego typu realistyczny sposób myślenia jest odrzucany przez media i środowisko akademickie, mimo że po cichu jest on praktykowany przez amerykański rząd, a zwłaszcza przez odnoszące sukcesy ekipy w resorcie dyplomacji.

Idealiści tylko w mediach

Nowi ludzie prezydenta – nawet jeśli podczas konferencji prasowych będą brzmieli jak idealiści – w praktyce będą realistami. Co prawda Obama zdecydował się na akcję militarną przeciw Libii w dużej mierze z powodów humanitarnych. Nie była to jednak zdecydowana, pełna entuzjazmu interwencja. Do Libii nie wysłano żadnych sił lądowych poza nielicznymi oddziałami sił specjalnych. W ten sposób nie pozostawiono złudzeń, że Stany Zjednoczone nie odpowiadają za bezpieczeństwo w Libii po obaleniu Kaddafiego. Sytuacja w tym kraju, mówiąc łagodnie, nie wygląda dobrze, a poza stolicą – Trypolisem – rząd nie sprawuje praktycznie żadnej kontroli.

O wiele trudniejszy i krwawszy, a także powodujący ogromne napięcia w regionie, jest konflikt w Syrii. Mimo wielu apeli, publikowanych od miesięcy na łamach gazet, w kraju tym prawdopodobnie nie dojdzie jednak do zakrojonej na szeroką skalę interwencji zachodnich wojsk. Droga do ograniczenia rozlewu krwi, jeśli w ogóle istnieje, musi wieść poprzez dyplomatyczne rozmowy z Iranem, Rosją i Turcją. Na szczęście zarówno Kerry, jak i Hagel zdają sobie z tego sprawę.

Prężenie muskułów

Pamięć o irackiej wojnie wciąż wywiera ogromny wpływ na amerykańską politykę zagraniczną i nie zmieni się to do zakończenia drugiej kadencji Obamy. Nawet więc jeśli nowi szefowie resortów dyplomacji i obrony są mniej ostrożni niż się wydają, będą trzymali się z daleka od czegokolwiek, co pachnie zakrojoną na wielką skalę operacją wojskową z użyciem sił lądowych – chyba że byłaby to akcja w ramach międzynarodowej koalicji, którą popierałyby niemal wszystkie kraje świata.

W regionie Pacyfiku Barack Obama będzie chciał jednak pokazać, kto tu rządzi. Skupiając się na tym regionie również podczas drugiej kadencji, Obama będzie mógł bowiem zademonstrować światu amerykańską potęgę militarną, bez podejmowania znaczącego ryzyka doprowadzenia to do wybuchu jakiejś wojny.

Przemieszczanie się amerykańskich okrętów wojennych po wodach mórz Południowochińskiego i Wschodniochińskiego niesie ze sobą niewielkie ryzyko, ponieważ wszyscy gracze w regionie prężą muskuły tak, aby unikać konfliktu. Z wyjątkiem Korei Północnej w regionie Pacyfiku nie ma żadnych państw zbójeckich ani nieodpowiedzialnych rządów. Są jedynie kraje ze skromnymi ambicjami terytorialnymi.

Dyplomacja jak bezpieczny fundusz

Obama nie tyle jest więc liderem polityki zagranicznej, co jej zarządcą. Dyplomacja za jego rządów jest więc w bezpiecznych rękach: nie były i nie będą podejmowane próby wcielania w życie jakichś wielkich projektów. Do każdego zagrożenia i wyzwania, które nagle się pojawią, Biały Dom spróbuje odnieść się efektywnie za pomocą istniejących procedur.

Ten rodzaj dyplomacji przypomina w dużej mierze sposób działania bezpiecznego funduszu rynku pieniężnego, który podejmuje niewielkie ryzyko i wypłaca niewielki zysk. Lokowanie w nim oszczędności wskazane jest podczas ostrych zawirowań na rynkach finansowych, jednak z upływem czasu, pieniądze tracą na wartości z powodu inflacji i innych czynników.

Oczywiście, zarówno dziennikarze, jak i intelektualiści, nadal będą wzywać rząd do działania. Przez większość czasu prezydent i jego nowa ekipa będzie ich jednak rozczarowywać tak samo, jak rozczarowywała ich stara ekipa w Białym Domu. Nowi ludzie Obamy rozumieją bowiem, do jakiego stopnia ryzyko przewyższa korzyści, a także jak bardzo ograniczone mają możliwości – zwłaszcza biorąc pod uwagę znacznie ograniczoną po wojnie w Iraku gotowość opinii publicznej do jakichkolwiek poświęceń.

Może się więc okazać, że Kerry i Hagel poważnie rozczarują media. To jednak – przynajmniej w większości przypadków – może wyjść nam na dobre.

—tłum. jap


Autor jest amerykańskim reporterem wojennym, pisarzem, głównym analitykiem ds. geopolitycznych Stratfor. Publikował na łamach m.in.: „The Washington Post”, „The New York Times”, „The New Republic”, „The National Interest” i „The Wall Street Journal”

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!