Prezydenci definiują samych siebie poprzez ludzi, których nominują na najwyższe stanowiska. Na szczycie waszyngtońskich elit osobistości liczą się bowiem o wiele bardziej niż systemy biurokratyczne. Ta reguła sprawdza się zwłaszcza podczas drugiej kadencji. Prezydenci nie muszą już wówczas aż tak pilnie śledzić sondaży, co zarówno im samym, jak i mianowanym przez nich osobom daje więcej swobody.
Obama prawie jak Bush
O polityce zagranicznej z czasów pierwszej kadencji prezydenta Baracka Obamy można opowiedzieć, przedstawiając trzy postacie: byłego sekretarza obrony Roberta Gatesa, sekretarz stanu Hillary Clinton oraz byłego specjalnego wysłannika ds. Afganistanu i Pakistanu Richarda Holbrooke’a.
Anglojęzyczna wersja artykułu na www.stratfor.com
Gates – republikański realista – dominował podczas pierwszych dwóch lat kadencji. To on sprawił, że Obama nie prowadził „miękkiej” polityki, jaką podobno skłonni są prowadzić demokraci. Więzienie w Guantanamo Bay nadal było otwarte, nie spieszono się z wycofywaniem z Iraku, w szybkim tempie rozwijała się operacja likwidowania członków Al-Kaidy, itd. Innymi słowy – odkładając na bok retorykę – pierwsze dwa lata prezydentury Obamy nie różniły się znacząco od ostatnich dwóch lat rządów George’a W. Busha.