– Dziś rozumiem, jaki on był mądry! Utrwalił, jacy byliśmy naprawdę w 1944 roku – mówi Janina Kulesza-Kurowska, jedna z setek osób, które w czasie powstania warszawskiego fotografował Eugeniusz Lokajski. Został w jej pamięci jako uśmiechnięty drobny chłopak w hełmie i z kotem na ręku.

Muzeum Powstania Warszawskiego wydało właśnie unikatowy album z 840 fotografiami Lokajskiego – płk. „Broka”, sportowca, olimpijczyka i żołnierza z kompanii „Koszta”, który wolał aparat fotograficzny od pistoletu. Zginął 25 września 1944 r. pod gruzami budynku przy Marszałkowskiej 129. Metalową skrzynkę z 23 kliszami przechowała jego siostra Zofia Domańska, w 2003 r. przekazała do Muzeum Powstania. Od wczoraj do 31 marca w muzeum można oglądać wystawę blisko 80 jego zdjęć. Patrzy z nich np. uśmiechnięty „Włodek”, który uratował ekipę minerek z gmachu PAST-y.

– Gdy „Brok” mi robił zdjęcie, szedłem dumny przez podwórko z dwiema butelkami benzyny – wspomina Jan Gozdawa-Gołębiowski. – Chwilę później spaliłem Niemca.

„Brok” utrwalił w kadrach pogodne, pełne entuzjazmu i pozytywnych emocji twarze powstańców. – To najlepsze ilustracje tezy, że człowieczeństwo zwycięży w najtrudniejszych warunkach – mówi dyrektor muzeum Jan Ołdakowski.

ikr