W czasie likwidacji getta w Chełmie mój ojciec Benon Nitecki, przed wojną nauczyciel w Liceum Pedagogicznym, przyprowadził do domu przy ul. Ogrodowej 59 dwie Żydówki: panią Gelbardową (z domu Lewinównę), żonę lekarza stomatologa, majora Wojska Polskiego, oraz jej nastoletnią córkę Lusię.
Obie panie Gelbard były przechowywane w naszym domu przez kilka miesięcy. Mieliśmy nad strychem domu dodatkowy stryszek, gdzie w pozycji siedzącej i leżącej można było w takiej sytuacji żyć. Dom (drewniana willa z ogrodem) był oddalony od śródmieścia i wieczorem panie mogły rozprostować nogi i pochodzić w ogródku w zupełnej ciemności pod naszą opieką.
Ojciec mój (podobnie jak cała rodzina) należał do AK. Znanymi sobie sposobami załatwił fałszywe ausweisy dla obu pań i syna pani Gelbardowej, Adzika, którego Niemcy zatrudniali jako robotnika w koszarach. [Kiedy po pewnym czasie pani Gelbardowa doszła do wniosku, że bezpieczniej będzie opuścić Chełm], w którym ta rodzina była znana, i zamieszkać w Warszawie, ojciec załatwił [tam] lokum. (...) Na wyjazd pani Gelbardowa ubrana była w strój wdowi. Miała czarny woal na twarzy. Lusia i Adzik nie mieli rysów semickich. Dotarli do Warszawy bez kłopotów.
Dzisiaj nie pamiętam dokładnie, który to był rok i ile miesięcy upłynęło od ich wyjazdu (były święta Bożego Narodzenia), kiedy ojciec dostał depeszę następującej treści: „Benon przyjeżdżaj natychmiast Maria”. Depeszę tę nadała bratowa mojego ojca Maria Nitecka, wdowa po bracie Kazimierzu, rozstrzelanym przez Niemców na Starym Rynku w Bydgoszczy 9 września 1939 r. Ojciec pojechał [do Warszawy] natychmiast. Okazało się, że ci – zdawało się – pewni i zaufani ludzie, u których mieszkała rodzina Gelbardów (...)
wyrzucili ich na bruk. Nie wiem, skąd pani Gelbardowa wiedziała, gdzie mieszka uciekinierka z Bydgoszczy, bratowa mojego ojca, ale właśnie u niej na Wilanowskiej zjawiła się cała trójka.