Benon, przyjeżdżaj natychmiast...

Relacja Bogusławy Ruszczyńskiej

Publikacja: 16.09.2008 15:59

W czasie likwidacji getta w Chełmie mój ojciec Benon Nitecki, przed wojną nauczyciel w Liceum Pedagogicznym, przyprowadził do domu przy ul. Ogrodowej 59 dwie Żydówki: panią Gelbardową (z domu Lewinównę), żonę lekarza stomatologa, majora Wojska Polskiego, oraz jej nastoletnią córkę Lusię.

Obie panie Gelbard były przechowywane w naszym domu przez kilka miesięcy. Mieliśmy nad strychem domu dodatkowy stryszek, gdzie w pozycji siedzącej i leżącej można było w takiej sytuacji żyć. Dom (drewniana willa z ogrodem) był oddalony od śródmieścia i wieczorem panie mogły rozprostować nogi i pochodzić w ogródku w zupełnej ciemności pod naszą opieką.

Ojciec mój (podobnie jak cała rodzina) należał do AK. Znanymi sobie sposobami załatwił fałszywe ausweisy dla obu pań i syna pani Gelbardowej, Adzika, którego Niemcy zatrudniali jako robotnika w koszarach. [Kiedy po pewnym czasie pani Gelbardowa doszła do wniosku, że bezpieczniej będzie opuścić Chełm], w którym ta rodzina była znana, i zamieszkać w Warszawie, ojciec załatwił [tam] lokum. (...) Na wyjazd pani Gelbardowa ubrana była w strój wdowi. Miała czarny woal na twarzy. Lusia i Adzik nie mieli rysów semickich. Dotarli do Warszawy bez kłopotów.

Dzisiaj nie pamiętam dokładnie, który to był rok i ile miesięcy upłynęło od ich wyjazdu (były święta Bożego Narodzenia), kiedy ojciec dostał depeszę następującej treści: „Benon przyjeżdżaj natychmiast Maria”. Depeszę tę nadała bratowa mojego ojca Maria Nitecka, wdowa po bracie Kazimierzu, rozstrzelanym przez Niemców na Starym Rynku w Bydgoszczy 9 września 1939 r. Ojciec pojechał [do Warszawy] natychmiast. Okazało się, że ci – zdawało się – pewni i zaufani ludzie, u których mieszkała rodzina Gelbardów (...)

wyrzucili ich na bruk. Nie wiem, skąd pani Gelbardowa wiedziała, gdzie mieszka uciekinierka z Bydgoszczy, bratowa mojego ojca, ale właśnie u niej na Wilanowskiej zjawiła się cała trójka.

Stryjenka moja już przechowywała Żydów z Bydgoszczy – pana doktora Kierca, kardiologa, oraz, jeśli dobrze pamiętam nazwisko drugiego mężczyzny, pana Arbuzmana. Była w fatalnej sytuacji, mieszkała z 80-letnią matką, dwojgiem nastoletnich dzieci Haliną i Jerzym oraz siostrą Apolonią Wiśniewską, wdową po kapitanie Wojska Polskiego, zabitym w kampanii wrześniowej pod Sochaczewem, i jej synem Leszkiem. Przebywanie jeszcze rodziny Gelbardów było i dla jednych, i dla drugich bardzo niebezpieczne, wręcz niemożliwe. [Stąd] zadepeszowała do mojego ojca, aby pomógł im w tak ciężkiej sytuacji.

Ojciec znów znalazł dla rodziny Gelbardów jakieś lokum.

(...) Aż do 1945 roku nie wiedzieliśmy, co się dzieje z rodziną Gelbardów. W lecie 1945 r. pani Gelbardowa wróciła do Chełma i przyszła do nas. Jedliśmy akurat obiad i poprosiliśmy ją do stołu. Powiedziała: „To będzie już mój trzeci obiad, ale jestem tak wygłodzona, że skorzystam z zaproszenia”. (...)

Aż do 1965 r. nie mieliśmy żadnego kontaktu z uratowanym Adzikiem Gelbardem. We wrześniu tego roku odbywał się zjazd absolwentów Gimnazjum im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie, na który pojechałam wraz z mężem. Przyjechało mnóstwo ludzi, kilkaset osób. Wspólny obiad jedliśmy przy długich stołach i traf chciał, że naprzeciwko mnie siedział Adzik. [W pierwszej chwili] nie poznaliśmy się. Rozmowa toczyła się na różne tematy, [omawialiśmy] między innymi, gdzie kto z nas mieszkał, na jakiej ulicy, kogo znał, itp. [Z rozmowy] wywnioskował, że jestem Nitecką z ulicy Ogrodowej. Powiedział [wówczas], że chciałby ze mną porozmawiać o moim ojcu. Powiadomiłam go, że mój ojciec dawno nie żyje, że zmarł w 1949 r. Wtedy on przyznał się: „A ja jestem Gelbard”. Trudno opisać, jakie uczucie wtedy mnie ogarnęło. Opowiadał mi, że walczył w powstaniu warszawskim (...), ukończył Wydział Prawa na Uniwersytecie Warszawskim i zmienił nazwisko. Byliśmy młodzi (ja miałam 41 lat, teraz mam 76), tańczyliśmy, bawiliśmy się i o koszmarze okupacji mało rozmawiali.

W czasie likwidacji getta w Chełmie mój ojciec Benon Nitecki, przed wojną nauczyciel w Liceum Pedagogicznym, przyprowadził do domu przy ul. Ogrodowej 59 dwie Żydówki: panią Gelbardową (z domu Lewinównę), żonę lekarza stomatologa, majora Wojska Polskiego, oraz jej nastoletnią córkę Lusię.

Obie panie Gelbard były przechowywane w naszym domu przez kilka miesięcy. Mieliśmy nad strychem domu dodatkowy stryszek, gdzie w pozycji siedzącej i leżącej można było w takiej sytuacji żyć. Dom (drewniana willa z ogrodem) był oddalony od śródmieścia i wieczorem panie mogły rozprostować nogi i pochodzić w ogródku w zupełnej ciemności pod naszą opieką.

Pozostało 84% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką