To, czy powstanie lewicowa lista do Parlamentu Europejskiego, zależy od decyzji, którą podejmie w drugiej połowie stycznia Polskie Stronnictwo Ludowe. Mimo że ludowcy deklarują się jako centryści, to oni – jeśli zdecydują się na samodzielny start, mogą sprawić, że SLD, Razem, Zieloni oraz reszta lewicowych organizacji będzie zmuszona do dogadania się i pójścia wspólnie.
Ludowcy to (po wchłonięciu przez KO Nowoczesnej) najbliższy partner polityczny Platformy, były rządowy koalicjant i – co równie ważne – zaprzysięgły przeciwnik PiS. Prezes Władysław Kosiniak-Kamysz wie jednak dobrze, że zbyt bliskie relacje z największą partią opozycyjną grożą anihilacją, więc lawiruje od wyborów samorządowych i nie daje jednoznacznej odpowiedzi, co do udziału PSL we wspólnym froncie anty-PiS. I choć PO uruchomiła potężny szantaż moralny pod hasłem, „kto nie z nami, ten gra dla Jarosława Kaczyńskiego”, opór innych organizacji opozycyjnych jest potężny, zresztą tak jak i strach przed omsknięciem się pod próg wyborczy. Dlatego coraz bardziej prawdopodobne jest, że ludowcy zdecydują się na wariant budowania listy anty-PiS, przynajmniej w majowych wyborach do PE. Do rozstrzygnięcia w tej sprawie ma dojść w pierwszej połowie stycznia.
Dla SLD, któremu najbliżej jest do dogadania się z PO, obecność PSL na wspólnych listach do PE, jest kluczowa. Uprawdopodobnia bowiem tezę, że najważniejsze jest porozumienie ponad podziałami, w celu zwiększenia szans na wygraną z PiS. Bez PSL powstałoby wrażenie, że Sojusz zapisał się do liberalnego obozu w nadziei na pewne mandaty do europarlamentu, bo sam boi się porażki.
A po doświadczeniach, jakie spotkały Włodzimierza Czarzastego po wyborach samorządowych, kiedy działacze SLD w kilku ośrodkach wymówili mu właściwie posłuszeństwo z powodu braku porozumienia z Koalicją Obywatelską co do wspólnych list, będzie on musiał postępować niezwykle ostrożnie. – Włodek wie, że jeśli za mocno przeciągnie strunę, to może dojść do wariantu, jaki zrealizowała Kamila Gasiuk-Pihowicz w Nowoczesnej – mówi „Rzeczpospolitej”, jeden ze stołecznych działaczy SLD.
Ten właśnie przykład najczęściej podają ci, którzy nie chcą, by SLD znalazło się na wielkiej liście opozycji. Rozłam w Nowoczesnej dobitnie pokazał, że szef PO, Grzegorz Schetyna gotów jest wobec partnerów na każdy wariant – także wrogiego przejęcia.