Jest strasznie gorąco i zaczynam żałować, że nie włożyłam wygodniejszych butów. Ale specjalnie chciałam wyglądać wystrzałowo, tak jak ona – mówiła Monika Kunka, którą spotkaliśmy w sobotę w kolejce do wejścia na lotnisko. Miała włosy ufarbowane na blond, minispódniczkę, czarne kabaretki i szpilki na 10-centymetrowych obcasach.
Oksana, która przyjechała z Ukrainy, wyruszyła spod Stanisławowa w piątek rano. Przed koncertem ze swoim chłopakiem pozowała do zdjęcia obok kobiety protestującej przeciwko organizacji koncertu w Święto Wniebowzięcia NMP. – Idziemy tylko na koncert, nie rozumiem, jak to może kogoś obrażać – dziwiła się dziewczyna.
Zresztą protestujących było jak na lekarstwo, a widzowie traktowali ich z przymrużeniem oka. Ku rozpaczy koników, w sobotę można było jeszcze kupić wejściówki. U nich ceny spadły ze 180 do 120 zł.
Kiedy zgasły światła, a na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru, rozpoczęła się jedna zbiorowa histeria. Fani piszczeli, gwizdali i skakali w rytm muzyki. Gdy zabrzmiały dźwięki „You Must Love Me”, widzowie wznieśli nad głowami tysiące białych serc. Wcześniej odśpiewali „Happy Birthday” oraz „Sto lat” (Madonna w niedzielę obchodziła 51. urodziny). Emocje sięgnęły zenitu, gdy na koniec występu artystka zeskoczyła ze sceny i śpiewała wspólnie z publiką z pierwszych rzędów.
W czasie, gdy tysiące fanów tłoczyło się na lotnisku, mieszkańcy przylegających do niego osiedli siedzieli na swoich balkonach. – Mamy kiełbaski z grilla, piwo i muzykę na żywo. Czego chcieć więcej? – śmiał się Andrzej Dregiel z domu przy ul. Karola Miarki. – Nie jesteśmy fanami Madonny, ale w takim show chcieliśmy wziąć udział – mówili.