Miś nazywany wcześniej Grzesiem przyjechał dwa lata temu do stołecznego zoo z cyrku w Julinku, w którym był przez ponad dziesięć lat wielką atrakcją. Dziś spaceruje po wybiegu i bardzo lubi się bawić. Szczególnie upodobał sobie rozgryzanie kostek lodu.
Wczoraj 25-letniemu zwierzakowi (w przeliczeniu na „ludzkie” ma ok. 60 lat) nadano nowe imię: Paddington. Skąd ten pomysł?
– Zostało wybrane ze względu na coraz większą popularność książek Michaela Bonda – tłumaczy Maria Krakowiak, szefowa działu zwierząt drapieżnych w stołecznym zoo.
Z tej okazji maluchy z Przedszkola im. Misia Paddingtona wykonały skomponowaną dla misia piosenkę. Obdarowały go też zrobionym przez siebie owocowym tortem, obowiązkowo z dodatkiem miodu. Na uroczystości pojawił się Wojciech Mann, który zasłynął interpretacją przygód misia na antenie radiowej „Trójki”. Dziennikarz podkreśla, że literacki Miś Paddington ma cechy, które mógłby sobie przypisać. – Jest on troszkę mrukliwy. Może dlatego właśnie mi zaproponowano, abym został jego przybranym tatą? – zastanawiał się Mann. – Bo ja też nie jestem radosnym, frywolnym ptaszkiem. Mam swoje przemyślenia, a Miś Paddington jest głęboko inteligentny, tylko nie zawsze to pokazuje.
Drugi ojciec chrzestny – Michał Rusinek, tłumacz książek o przygodach angielskiego niedźwiadka – zgodził się na to bez wahania. – Spodobał mi się pomysł nowego imienia dla niedźwiadka. Być może po przyjściu do zoo dzieci chętniej sięgną do książki – mówi.