Są dwie skrajne opinie co do atmosfery kampanii prezydenckiej. Będzie bardzo brutalna albo pewnych rzeczy nie będzie się mówiło, choćby ze względu na to, co się wydarzyło.
Chciałbym być bliższy tej drugiej hipotezy. Klimat życia publicznego, z którym wychodzimy z żałoby, powinien sprzyjać poważnym debatom na poważne tematy. Obywatele republiki rozmawiają o jej polityce społecznej i gospodarczej, o państwie, relacjach z innymi krajami… Jeśli jednak w trakcie kampanii będą następować duże zmiany politycznych nastrojów i notowań, może być inaczej.
Do niedawna powszechnie sądzono, że te wybory wygra Bronisław Komorowski. Co się stanie, jeśli jego obóz przestanie być tego pewny? Jak wówczas zareaguje? Próbą powrotu do ostrego starcia wizerunków, które tak dobrze służyło obozowi władzy w ostatnich dwóch latach?
Pojawia się też opinia, że start Jarosława Kaczyńskiego sprawi, iż kampania będzie bardzo brutalna. A brutalna dlatego, że to Jarosław Kaczyński będzie tę brutalność narzucał.
Najsłabszym punktem Jarosława Kaczyńskiego był zły wizerunek własnej osoby. Dlatego postawię hipotezę, że PR-owcy obozu przeciwnego będą mogli chcieć ten negatywny wizerunek przypomnieć, odświeżyć. To było przecież dla nich dogodniejsze pole starcia niż spór programowy o prywatyzację czy reformę służby zdrowia.
Wiem jedno. Z całą pewnością bezpardonowo atakują obu braci internetowe „piranie”, „trolle”– wystarczy zajrzeć do dowolnego portalu. Być może są to indywidualne reakcje osób zamkniętych ciągle w pułapce nienawiści… Być może – jeśli są to zorganizowane „bojówki z wirtualu” – wynajęły je jakieś grupy interesu, a nie polityczni konkurenci… Ale dlaczego nie reagują na to – także na przejawy skrajnej agresji wobec innych polityków z innych obozów – portalowi administratorzy?
Czy ktoś inny poza tymi dwoma kandydatami w ogóle zaistnieje w tej kampanii?
Obserwuję demokrację w III RP od początku, od 1989 r. Nauczyłem się, że opisując ją i tłumacząc, nie należy mówić „nigdy” ani „na pewno”. Przypomnę zaskakujące zwroty sytuacji z roku 1990, gdy Stanisław Tymiński przeszedł do II tury wyborów prezydenckich, i z roku 2001, kiedy do Sejmu weszła silna reprezentacja Samoobrony. Jednak – przynajmniej dziś – taki fenomen jest mniej prawdopodobny. Rywalizacja powinna się rozstrzygnąć między dwoma głównymi obozami i ich podstawowymi kandydatami. Oczywiście, jeśli obaj wystartują.
Czy Platforma może popełnić jakiś błąd?
PO dominuje, ale jednocześnie jest w trudnej sytuacji. Pojawia się pytanie, czy na czas kampanii będzie się umiała ograniczyć. Dotyczy to przede wszystkim marszałka Komorowskiego jako pełniącego obowiązki prezydenta. Chodzi – jak sam mówił – po polu minowym. Przed jedną z takich min właśnie stoi: rozstrzyga, co ma zrobić z ustawą o IPN.
Coś z nią w każdym razie musi zrobić, bo wymusza to na nim prawo.
Może ją zgodnie z intencjami prezydenta Lecha Kaczyńskiego posłać do Trybunału Konstytucyjnego. Może ją – zgodnie z oczekiwaniami własnego obozu i własnym poglądem – podpisać. Wybierając, rozstrzygnie nie tylko o sytuacji w IPN. Wyśle też do wyborców sygnał, jak interpretuje demokratyczne reguły gry. Ustali również standard zachowań, ustrojowy obyczaj.
Przewidywania personalne jeszcze sprzed kilku, kilkunastu tygodni okazały się nieaktualne. Nie kandyduje lider PO Donald Tusk, nie kandyduje Lech Kaczyński.
Ta kampania na pewno będzie zupełnie inna, niż się spodziewaliśmy jeszcze w początkach tego roku. Inna, niż myśleliśmy przed katastrofą pod Smoleńskiem. Toczyć się bowiem będzie w wysokich temperaturach ludzkich uczuć, w świecie zmieniających się wizerunków i notowań, z drgającą „skorupą” sieci instytucji. To będzie kampania na wulkanie.
-rozmawiała Małgorzata Subotić