Kluczowym dokumentem dla śledczych jest obszerny raport przygotowany przez biegłych. Dotarł on do prokuratury pod koniec ubiegłego roku. - Opinia jest bardzo obszerna, pełna specjalistycznych terminów i technicznych szczegółów. Nie wszystkie są dla prokuratorów w pełni zrozumiałe. Dlatego wystąpiliśmy o opinię uzupełniającą - wyjaśnia ppłk Sławomir Schewe z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
I tu zaczynają się schody. Analizę musi bowiem przeprowadzić grupa ekspertów. Tymczasem dwóch biegłych zostało przydzielonych do badania katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. - Bez tej opinii, nie jesteśmy w stanie zakończyć śledztwa. A w tej chwili trudno powiedzieć, kiedy do nas spłynie - przyznaje ppłk Schewe.
Do katastrofy CASY doszło w styczniu 2008 roku. Samolot rozbił się przy podchodzeniu do lądowania na lotnisku w Mirosławcu. Na pokładzie było czterech członków załogi i 16 wysokich rangą wojskowych. Wracali z Warszawy, gdzie brali udział w konferencji poświęconej bezpieczeństwu lotów. Po kilku miesiącach od katastrofy raport w tej sprawie wydała państwowa komisja badania wypadków lotniczych. Z analizy wynika, że do katastrofy przyczynił się splot nieszczęśliwych okoliczności, na który składały się między innymi fatalna pogoda i błędy ludzi. Na tej podstawie minister obrony narodowej Bogdan Klich zdymisjonował pięciu wojskowych.
Prokuratura zleciła swoją analizę. Do tej pory postawiła zarzuty dwóm osobom. Ppor. Adama B., kontrolera zbliżania i precyzyjnego podejścia na lotnisku w Mirosławcu obarczyła odpowiedzialnością za podanie załodze nie do końca sprawdzonych danych. Ppłk Leszek L., były dowódca 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego w Krakowie usłyszał zarzut związany z niewłaściwym dobraniem załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy. Grozi im kara do dwóch lat więzienia.