Zatoka Gdańska wchłania właśnie falę kulminacyjną Wisły, a wraz z nią nieczystości spłukiwane z pól, dróg, magazynów, ale też szamb i nekropolii. Część nich zatrzymała tama we Włocławku, ale i tak rzeka, niosąca siedmiokrotnie większą masę wody niż normalnie, mogła wprowadzić do Bałtyku mnóstwo bakterii i całą tablicę Mendelejewa. To z kolei może grozić skażeniem kąpielisk od Trójmiasta do Helu i Mierzei Wiślanej.
[srodtytul]Mniej chętnych na wypoczynek [/srodtytul]
– Zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego wojewoda ustalił już z Wojewódzką Stacją Sanitarno-Epidemiologiczną i Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska przeprowadzenie cyklicznych badań wód i plaż – mówi Ryszard Sulęta, szef sztabu antykryzysowego wojewody pomorskiego.
Sprawa jest poważna, bo za trzy tygodnie rusza sezon letni, a w ubiegłych latach pomorskie kurorty były oblegane.
– Teraz jesteśmy pełni obaw, czy skutki powodzi nie odstraszą nam gości – martwi się Waldemar Kamiński, przedstawiciel regionalny trójmiejskiego portalu turystycznego. – Z powodu powodzi spadła liczba chętnych. Głównie rezygnują z wypoczynku ci, których też gdzieś w Polsce zalało, ale informacje o potencjalnym skażeniu wody również mają na to wpływ.