— Filmy powinni robić ludzie, których coś bardzo boli, którzy są wściekli, którzy coś przeżyli, zrozumieli, przemyśleli — powiedział mi kiedyś Jerzy Stefan Stawiński. — Jak człowiek nie ma nic do powiedzenia, to będzie produkował najwyżej seryjne, trzeciorzędne knoty.
Urodził się w 1921 roku w Zakręcie koło Otwocka, w inteligenckiej rodzinie. Przeżył więc niemal cały traumatyczny wiek XX, ale na jego twórczości najmocniej odcisnęło się doświadczenie II wojny światowej. W 1939 roku brał udział w kampanii wrześniowej, od 1940 roku działał w konspiracji, miał pseudonim Łącki, potem Lucjan. Był żołnierzem pułku AK „Baszta”, w czasie powstania dowodził kompanią łączności K-4., przedostawał się kanałami z Mokotowa do Śródmieścia.
[srodtytul]Przede wszystkim pisarz [/srodtytul]
Po upadku powstania trafił do niemieckiego oflagu w Murnau. Wrócił do Polski w 1947 roku, skończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Pierwszą powieść „Światło we mgle” opublikował w 1952 roku. Zawsze uważał się przede wszystkim za pisarza, ale przylgnęła do niego etykietka scenarzysty.
— Kiedy zaczynałem pracować, postanowiłem zostać literatem czyli operować słowem — mówił. — Kontakty z filmem — z obrazem — były dla mnie czymś wtórnym. Ale kino jest bardziej popularne od książki, więc z czasem uznano mnie za scenarzystę.